czwartek, 28 marca 2024r.

Dziesięć najbardziej niezapomnianych odczuć mojego życia po meczach widzianych z trybun

Dwie najważniejsze wartości jakie ma do zaproponowania kibicowi mecz piłki nożnej na każdym poziomie to wynik i emocje. Moim zdaniem, dużo ważniejsze jest to drugie.

Średnio oglądam z trybun około 50 meczów piłki nożnej w roku roku, ale po kilku miesiącach nie pamiętam z nich praktycznie żadnego wyniku. Ze szczegółami natomiast potrafię odtworzyć swoje odczucia, emocje, spostrzeżenia i wydarzenia poboczne towarzyszące spotkaniom sprzed nawet kilku dobrych lat. Dopiero po takich retrospekcjach ewentualnie przypominam sobie ile było, a czasem nawet kto strzelił.

Najbardziej w pamięć zapada wszystko co pierwsze. Nie musi to być jednak regułą. Dowodem tego niech będzie poniższy tekst, w którym obnażę się się z dziesięciu najbardziej niezapomnianych odczuć jakie wzbudziły we mnie mecze piłki nożnej. Niektóre spotkania były ważne, niektóre mniej ważne – ale wszystkie widziałem z wysokości trybun. Od klasy B do Ligi Mistrzów.

10. Posmak ekstraklasy

Pogoń Siedlce – Jagiellonia Białystok 0:2, sparing, 28.04.2009

Oto pierwszy mecz Pogoni Siedlce na jakim byłem. Pamiętam, że odbył się w środku tygodnia i trudno było znaleźć kogoś chętnego do towarzystwa na to wydarzenie. Wybrałem się więc na ten mecz sam i do dziś mam w swoich zbiorach nawet bilet z tego spotkania. Jakoś przestałem wtedy śledzić polską ligę, więc większość nazwisk w składzie gości niespecjalnie mi cokolwiek mówiło. Dziś trzeba powiedzieć, że paczkę mieli całkiem ciekawą i nie wybrać się na nich do Siedlec byłoby wstydem. Byłem nawet trochę podekscytowany, że zobaczę zespół z najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej. Z dużym zainteresowaniem oglądałem to spotkanie, czekając oczywiście aż wejdzie Franek łowca bramek. Pogoń nie licząc sporadycznych prób ze stałych fragmentów nie miała żadnej klarownej sytuacji i jedyne co zwracało uwagę w jej szeregach to zawodnicy czarnoskórzy. Liczyłem na bramkę Pogoni – ale wystarczył mi też fakt, że widziałem gola Tomasza Frankowskiego. Chwaliłem się tym nawet później na boisku kolegom z mojej miejscowości.

Przypominam sobie, że po meczu wszyscy wychodzili przejściem obok obecnego skateparku, prowadzącym w stronę ul. Prusa. Pisząc „wszyscy” mam na myśli kibiców i piłkarzy obu zespołów. Niedaleko hali, kierując się dalej prosto w stronę ulicy na przystanek autobusu MPK obróciłem się i zobaczyłem, że metr za mną od prawie od samego boiska kroczył Kamil Grosicki. Wbiło mi się w pamięć jak na meczu Turbogrosik nieco zszokował mnie swoją postawą. Po odgwizdanym jakimś minimalnym spalonym posłał sędziemu liniowemu taką wiązankę przekleństw, że do dziś nie widziałem względem arbitra tak bezczelnego zachowania młodego zawodnika (miał wówczas 21 lat) w meczu o punkty, nie mówiąc o sparingu.

Wspomnieniowa relacja z tego meczu na SportSiedlce.pl

Materiał wideo Tygodnika Siedleckiego z tego meczu

 9. Nieśmiałość

Pogoń Siedlce – Orlęta Spomlek Radzyń Podlaski 3:0, sparing, 23.7.2013.

Pomysł mojej obecności na tym wydarzeniu był bardzo spontaniczny. Któregoś dnia do redakcji „Życia Siedleckiego” przyszedł mail z informacją o sesji zdjęciowej Pogoni Siedlce przed nowym sezonem 2013/14. Przy okazji tego wydarzenia miał się też odbyć ostatni przedsezonowy sparing. Jako nieopierzony stażysta nieśmiało zapytałem ówczesnej naczelnej o to, czy mogę się tam wybrać z redakcyjnym Canonem. Kilka godzin później znalazłem się na obiekcie, który przez kilka najbliższych lat będzie jednym z najważniejszych dla mnie miejsc w mieście.

Dziś to brzmi śmiesznie, ale pamiętam, że byłem trochę speszony obecnością na takim stadionie. Przemieszczałem się po nim bardziej jak po muzeum w którym trzeba podziwiać i uważać na eksponaty. Niestety mogłem trafić na dużo ciekawszy mecz obejrzany jako pierwszy w moim życiu z krzesełek obiektu przy ul. Jana Pawła II 6. Bardziej spodobały mi się trybuna i płyta boiska niż samo spotkanie, ale już po pierwszym meczu oglądanym kątem oka byłem pod dużym wrażeniem umiejętności Krystiana Wójcika. Moim ulubionym zawodnikiem stał się jednak Samuelson Odunka, z którym zrobiłem sobie nawet pamiątkowe zdjęcie. Od tego meczu zacząłem śledzić losy Pogoni ze spotkania na spotkanie i co tu dużo ukrywać – wkręciłem się na dobre.

Relacja z tego meczu na portalu SportSiedlce.pl

8. Wyjazdowa ekscytacja

Dolcan Ząbki – Pogoń Siedlce 6:1, 1 Liga, 20.11.15

Mecz dla mnie ważny pod tym względem, że był to mój pierwszy wyjazd za Pogonią wraz z ekipą siedleckich pismaków. Po raz pierwszy byłem na stadionie, który mogłem porównać w jakiś sposób do siedleckiego. Obiekt okazał się bardzo podobny, choć różnicę robiła mała trybunka z drugiej strony i świecące jupitery (u nas dopiero za kilka miesięcy). Chyba też był to mój pierwszy mecz wyjazdowy na którym udało mi się akredytować, jeszcze wtedy reprezentując redakcję Tuby Siedlec. Na plakietce otrzymałem nazwisko z błędem, co do dziś zdarza się bardzo często. Na trybunach można było dostrzec jakieś ciekawe postacie ze świata piłki, niedaleko nas siedział chyba nawet Paweł Mogielnicki. Równie pierwszorzędna jak bramka Mariusza Rybickiego, była zakupiona w przerwie meczu kiełbasa (chyba najlepsza i największa jaką jadłem na stadionie). W drugiej połowie żal było patrzeć jak dochodzi do zniszczenia Pogonistów. Była to porażka w moim odczuciu zdecydowanie zbyt dotkliwa, nawet spoglądając dziś na tamten bardzo mocny skład Dolcanu.

Relacja portalu SportSiedlce.pl z tego meczu

7. Sentyment

Podlasie Biała Podlaska – Stal Rzeszów 1:2, 3 liga, 8.10.2016

W tym akapicie zabiorę cię czytelniku na sentymentalną podróż do Białej Podlaskiej. Do czasów, gdy obiekt zwany już wtedy przez kibiców „ruiną” jeszcze istniał w pierwotnej formie i przyjeżdżało się na niego z radością, bo zawsze coś ciekawego mogło się wydarzyć. Mecz o którym opowiem, w sumie nie znaczył nic, ale spośród kilkunastu na których w Białej się pojawiłem – był chyba najbardziej charakterystyczny. Przede wszystkim jednak, rozegrany był w mojej ulubionej epoce Serhija Krykuna, Adama Wiraszki, Kamila Kocoła i Pawła Komara. Choć ten zespół trzeciej ligi nigdy nie zwojował, w jakiś sposób szybko zyskał moją sympatię. Jesienią 2016 furorę zaczynał na trybunach robić też najgłośniejszy kibic Podlasia pan Stanisław Kulgawczuk z Piszczaca, którego fanem stałem się z miejsca. Wtedy był on jeszcze świeżą ciekawostką, a nie jak obecnie stałym elementem dnia meczowego w Białej.

Kiedy słynny Roman Laszuk na spikerce oznajmił, że w wyjściowym składzie Stali jest trzech zawodników z ekstraklasową przeszłością miałem mieszane uczucia. Nie było jednak aż tak źle. Typowy dla tamtego Podlasia mecz na swoim stadionie z dobrym zespołem. Niespodziewanie obejmują prowadzenie i niesieni dopingiem zaczynają przez chwilę grać jak równy z równym. Następnie powoli zaczyna brakować sił, pęka jedno ogniwo i za chwilę nie ma już co zbierać. Przypomniałem sobie, że ten mecz transmitowała nawet klubowa telewizja Stali. I załapałem się nawet w meczowym kadrze (w czerwonym kapturze z chipsami).

Kilka miesięcy po tym meczu byliśmy na słynnej konferencji prasowej ówczesnego prezydenta Białej Podlaskiej Dariusza Stefaniuka, zapowiadającej budowę bialskiego stadionu. Ostatecznie stała się ona pierwszym odcinkiem trwającej do dziś stadionowej telenoweli. Podlasie wciąż nie ma stadionu (choć wśród wykopalisk poprzedniego obiektu położono już podobno z powrotem murawę!) i kwestia jego utrzymania w 3 lidze wciąż zależy w największym stopniu od szczęścia i różnego rodzaju zdarzeń losowych. Zaledwie kilka lat wcześniej w Białej było troszkę lepiej i wspominam te czasy z dużym sentymentem.

Metryczka 90minut.pl z tego meczu

6. Egzotyzm

Jagiellonia – Rio Ave 1:0, 26.07.18, II runda eliminacyjna Ligi Europy

Wydarzenie dziewicze przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy raz w Białymstoku i na Jadze, a także debiut na pucharach – mimo że na etapie słusznie nazywanym przez wielu „eliminacjami do kromki chleba”. Przeciwnik jednak jak na tę fazę był dość ciekawy i wcale nie anonimowy. Podróż w głąb podlaskiej puszczy na na posmakowanie próbki portugalskiej piłki. Pozytywnie byłem zaskoczony okazałością i architektonicznym zamysłem obiektu, na którym nie ma wstydu grać meczu z zespołami z całej Europy.

Skoro jest egzotyka, to musi być tropikalny deszcz. Na kilka minut przed meczem, w zasadzie w trakcie zapowiadanie składów przez spikera, doszło nad Białymstokiem do prawdziwego urwania chmury. Pomyślałem sobie, że jeżeli to nie ustanie to opóźnią cały mecz, albo i nawet co gorsza odwołają. Na szczęście szybko przeszło, ale wychodzący na boisko zawodnicy musieli być zaskoczeni widokiem pływającego boiska, mimo iż jeszcze kilkanaście minut temu na rozgrzewce murawa była sucha. Zaskakująco szybko zaadoptowali się do nowych warunków gospodarze, którzy wykorzystali błąd stopera Rio Ave i szybko strzelili bramkę. Chciałby jednak zobaczyć kiedyś polskiego skrzydłowego, który będzie operował piłką tak jak ci Portugalczycy w kałużach. W polskiej piłce na poziomie międzynarodowym niepisaną tradycją jest, że bramkarze mają bez liku możliwości by stać się bohaterami. Heroiczna obrona bram Białegostoku przez Mariana Kelemena zakończyła się sukcesem. Z wyprawy pozostało mi kilka zdjęć i ładny pamiątkowy szalik z nazwą obu drużyn i datą tego meczu.

Metryczka z tego meczu na portalu 90minut.pl

Skrót wideo z tego meczu

5. Dopasowanie

Legia – Jagiellonia 3:0, Ekstraklasa, 3.4.2019

Od momentu gdy dostałem pod choinkę szalik Legii Daewoo Warszawa, do chwili przekroczenia progu stadionu stołecznego klubu minęło kilka ładnych lat. Jednak trudno mi pozbyć się wrażenia, że to miejsce na swój sposób czekało chyba na mnie. Wybraliśmy się oczywiście dzięki inicjatywie głównego prowodyra prawie wszystkich moich terenowych przygód – naczelnego SportSiedlce.pl Kamila Suleja, dla którego mecz lansowany od kilku lat jako „polski klasyk” był tylko okazją na fotorelację jakich wiele. Dla mnie był to pierwszy raz, na który w sumie czekałem po cichu wiele lat, choć z Siedlec Łazienkowską miałem praktycznie na wyciągnięcie ręki.

Po powrocie z Bernabeu stadion Legii wydawał się od środka malutki, ale tutaj dla odmiany zamiast z dziesiątego piętra, postanowiłem wybrać miejsca niedaleko murawy. Mecz oglądany krzesło w krzesło wraz z naszym redakcyjnym kolegą Tomkiem Obrępalskim, ułożył się jak po sznureczku. Bardzo fajna atmosfera, oprawa „Zamach na przeciętność” i nieustające przyśpiewki. Na murawie wielu ciekawych zawodników widzianych dotychczas jedynie telewizji i popularny ostatnio sędzia Szymon Marciniak. Nie byłem co prawda na takiej ilości polskich stadionów by je obiektywnie ocenić i sklasyfikować, ale z pełnym przekonaniem mogę przyznać, że jak dotychczas najlepiej poza Siedlcami czuję się na Legii.

Metryczka portalu 90minut z tego meczu

Skrót wideo z tego spotkania

4. Gorycz i smutek

Pogoń Siedlce – Garbarnia 1:2, baraż o 1 ligę, 13.06.18

Kolejki zaczynają się kończyć, strefa spadkowa się zbliża, a zbieranie punktów idzie jak krew z nosa. Za pierwszoligowych czasów można już było w Siedlcach do tego przywyknąć. Tym razem jednak było nadzwyczajnie spokojnie. Po laniu sprawionym Ruchowi w Chorzowie byłem niemal pewny, że oni muszą się utrzymać i na pewno jeszcze z kimś wystrzelą. Gdyby nie trwająca cały sezon niewytłumaczalna niemoc na własnym obiekcie. Gdyby nie bezbramkowy remis z nie grającą o nic Puszczą Niepołomice na dwie kolejki przed końcem. Gdyby nie stracili bramki w Krakowie w pierwszym meczu barażowym. Ale to jest opowieść na inną książkę. Faktem, jest że dla Pogoni po względem gry to był nędzny sezon, ale nic nie zwiastowało tamtego kataklizmu. Jeszcze pamiętam jak jadąc na ten baraż pożegnałem się w pracy z kolegą „Do zobaczenia jutro z pierwszą ligą w Siedlcach!”.

Tego dnia wszystko szło jak po grudzie. Na mecz się spóźniłem (co się raczej nie zdarza), później objawił się krzesełko przed nami jakiś gość który był pierwszy raz na stadionie i wielce zdziwiony oburzył się, że kiedy wszystko się wali na głowę my głośno reagujemy różnego typu okrzykami zamiast milczeć. Do tego jeszcze bramka do szatni. Ale to dopiero początek. Po drugim golu dla Garbarni poczułem się jak w matrixie. Podziwiam redakcyjnych przyjaciół Bartka Cabaja i Kamila, że skomentowali chłodno ten mecz do końca, bo mi by odebrało mowę. Jeszcze na koniec afera z jakimś dziadkiem, któremu wyszarpano i spalono szalik Garbarni. Pojechaliśmy po tym meczu na kebaba na PKP i dopiero kiedy rozstałem się tam z ekipą dotarło do mnie co tak naprawdę się przed chwilą stało. Choć nie miałem w sumie powodu by odnosić tej porażki do siebie, to było mi wstyd przed całą Polską. Najsmutniejszy powrót z meczu w moim życiu.

Nie mogę sobie wyobrazić do dzisiaj jak można było można przegrać dwumecz z Garbarnią. Z Garbarnią która rok później zsunęła się z ligi z ostatniego miejsca. Spaść, mając Grzegorza Tomasiewicza, Adriana Paluchowskiego, Dariusza Zjawińskiego, Dominika Kuna, Przemysława Płachetę i jak na siedleckie warunki mocno zestawioną obronę Maciej WichtowskiMateusz Żytko. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć. Z całą sympatią dla drugiej ligi, ale to już niestety zupełnie inna bajka, w której z trudem przychodzi mi zachwycać się czymkolwiek. Dużo w pierwszej lidze było narzekania i kręcenia nosem, ale prawda jest taka że z każdym rokiem tęsknota do tych czasów jest większa.

Relacja portalu SportSiedlce.pl z tego meczu

Skrót wideo z tego meczu

3. Wzruszenie

ŁDK Łosice – Strzelec Chodów 2:1, siedlecka klasa B, 16.6.19

W zasadzie jest to jedyny mecz w moim życiu, na samą myśl o którym autentycznie się wzruszam. Starcie zakończyło piękny sezon 2018-19 odradzającej się z popiołów łosickiej organizacji piłkarskiej. Czasami zdarza się, że emocjonuję się spotkaniem, ale ten mecz był wyjątkowy. Nie możesz przejść przejść obojętnie wobec wydarzenia w którym o awans do wyższej klasy rozgrywkowej walczą twój brat i przyjaciel. W sumie trudno powiedzieć, że walczą. W zasadzie Dawid Ułasiuk, Łukasz Naumiuk z resztą ekipy umierają w 35 stopniowym upale w czarnych koszulkach, a przy okazji całym sercem i ostatkiem sił bronią się przed tym, by cały sezon nie poszedł na marne. Do przerwy przegrywają 0:1 z zespołem, który nic nie ma do stracenia, posiada wielu dobrych zawodników (nawet z przeszłością w Pogoni) i na boisku wygląda dużo lepiej od nich. Ostatnia kolejka w sezonie. W takim przypadku ŁDK jest poza zielonym paskiem kosztem innej drużyny i zmarnuje kolejny rok na mecze z organizacjami, które bohatersko walczą o to by mieć ludzi do gry i nie skończyć przedwcześnie sezonu z trzema walkowerami. Przerwa. Na ten mecz sezonu w Łosicach wyjątkowo wziąłem również mamę, która zapytała mnie wtedy:
– I jak, strzelą coś?
– No chyba muszą.
Choć wyjątkowo nie byłem tego wtedy wcale do końca pewien.

Przez większą część drugiej połowy kręciłem się jakbym miał robaki. Przedreptałem w miejscu z pięć kilometrów i łapałem się za głowę po każdym gwizdku zatrzymującym grę, oznaczającym uciekający czas i jednocześnie uciekający awans. Na szczęście łosiczaki w porę doszli do wniosku, że granie lagą nie jest najlepszym pomysłem. Rozluźnili się i przypomnieli jak grali we wcześniejszych meczach u siebie. Bam! Wyrównanie. Piłka heroicznie dobita przez Marka Sawickiego, i wrócili na zielone. Chyba przejęli inicjatywę. Po niezapomnianej bramce Marcina Chwedoruka na 2:1 kamień spadł mi z serca. Tym sposobem, chłopaki których losy śledziłem przez kilka ostatnich miesięcy zwieńczyli swoje dzieło. Wymagało to nie lada determinacji całego zespołu. Nikt nie chciał odpuścić i by dowieźć wicelidera musieli wygrać wszystkie ostatnie cztery kolejki. ŁDK awansował po bardzo ciekawym sezonie, który był niespodziewanie trudny i obfitował w niezliczoną ilość małych boiskowych historii. Przekonałem się po tym meczu jak ciekawa i swego rodzaju wyjątkowa może być amatorska piłka w ligach regionalnych.

Relacja z tego meczu na portalu SportSiedlce.pl

2. Szczera radość

Pogoń Siedlce – Siarka Tarnobrzeg 3:1, II liga grupa wschodnia, 1.06.2014

Wiele rzeczy jest fajnych, ale absolutnie nic nie smakuje tak, jak pierwszy w życiu awans. Ja swojego jako kibic spróbowałem pamiętnego czerwcowego wieczoru 6 lat temu. Początek spotkania nie wskazywał, że będzie to jeden z najlepszych meczów na jakich byłem w życiu. Helikopter prezydenta Tarnobrzega, jakaś dziewczyna z mikrofonem próbująca rapować której się nie dało słuchać i bramka stracona już w szóstej minucie. Wrzutka Siarki z prawej strony i główka, której widok był bardzo bolesny. Koniec pierwszej połowy. Czy można było zacząć gorzej? Przecież to tak nie może się skończyć.

No i się nie skończyło. Stało się to, co niestety w następnych latach było na tym stadionie rzadkością. Pogoń odrodziła się trakcie meczu. Niemal wepchnięty do siatki wolej Huberta Tomalskiego, karny Wója i niezapomniane rajdy Cezarego Demianiuka sprawiły, że ten wieczór był magiczny i nic nie mogło Pogoni odebrać awansu. Choć jak dziś oglądam skrót z tego spotkania, to Siarka spokojnie mogła pokusić się o coś więcej i uczciwie trzeba przyznać, że postawili gospodarzom wysokie warunki. Byłem wręcz pewny, że za sezon-dwa z taką grą spokojnie awansują. Niestety w kolejnych latach wtopili się w drugoligowe tło, a w zeszłym sezonie zsunęli się do trzecioligowych czeluści.

Końcowy gwizdek. Nie zapomnę tego śpiewu kibiców, atmosfery na trybunie, radości, piłkarzy z szampanami na boisku. Wiele razy widziałem takie obrazki w telewizji i w gazetach, ale przeżycie czegoś takiego na trybunie z drużyną której losy śledziłem od pierwszej kolejki jest nieporównywalnym doznaniem. Awans do 1 ligi był wielką sprawą. Ludzie! Do Siedlec przyjadą spadkowicze z Ekstraklasy – Widzew Łódź i Zagłębie Lubin! A przecież jeszcze będzie granie z ogólnopolskimi markami na których poznawałem polską piłkę – GKS Katowice, Stomil Olsztyn, Wisła Płock. Tylu znanych zawodników z ciekawą przeszłością. Może będzie też telewizja? Wszystko to zjedzie pod mój nos. Nie mogłem w to uwierzyć. Wróciłem do domu i śpiewałem w mieszkaniu „awans jest nasz” jeszcze dobrą godzinę. Cieszyłem się jak dziecko. Do dziś jestem dumny z tego, że się na ten mecz wybrałem i miałem okazję to osobiście przeżyć.

Relacja z tego meczu na portalu SportSiedlce.pl

Obszerny skrót z tego meczu na klubowym kanale YouTube

1. Satysfakcja i odczucie spełnienia

Real Madryt – Ajax Amsterdam 1:4, 5.03.2019

Mecz z Siarką? Szczera radość. Spadek po Garbarni? Synonim prawdziwego bólu. Wspominanie ŁDK – Chodów? Zawsze wzruszenie. Z jakimi odczuciami kojarzę mecz Ligi Mistrzów Real Madryt – Ajax Amsterdam? Tylko i wyłącznie niespotykana satysfakcja i odczucie spełnienia.

Prawda jest taka, że kiedyś nienawidziłem Realu. Odchodziłem od zmysłów kiedy Galacticos z początków stulecia kolekcjonowali sukcesy i pokonywali po drodze wszystkie moje zespoły. W każdej grze wybierałem Atletico, albo cokolwiek innego czym będę w stanie utrzeć nosa Królewskim. Tego styczniowego wieczoru jednak nie miało to żadnego znaczenia. Na zasadzie impulsu, pod wpływem którego na przykład wysyłamy sobie głupie filmiki, podrzuciłem Kamilowi link do ciekawej oferty piłkarskiego biura podróży. Wyskoczyła mi gdzieś na facebooku i dotyczyła meczu Ligi Mistrzów Real Madryt – Ajax Amsterdam. Z ceną, opisem i tak dalej. Wiedziałem, że skoro jest zagorzałym sympatykiem Realu wezmę go czymś takim pod włos i nie przejdzie wobec takiego linku obojętnie. Po kilku minutach Kamil odpisał mi tak, jakby to był dla niego wyjazd do Mordów, Skórca albo Sokołowa Podlaskiego – „jedziemy”.

Sam widok kolosa jakim jest Santiago Bernabeu zaparł mi dech w piersiach. Real przecież wygrał w Amsterdamie 0:2 i dziś powinna być tylko formalność i „zamrożenie” tej przewagi. Tymczasem pod stadionem i na stadionie morze ludzi. Kiedy Kamil pokazał mi następnego dnia w samolocie, że „AS” odnotował prawie 80 tysięcy osób na tym meczu byłem w szoku. W tym całym podstadionowym klimacie czułem się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Wokół sami obcokrajowcy, choć w korytarzach stadionu wyłapał nas jeden Polak, który oczywiście poznał naszą grupę po mowie. Mam nawet filmik jak wchodzę na trybunę i po raz pierwszy wyłania się przede mną płyta boiska. Reakcja była następująca – wydane z akcentem podziwu „łooo”. Ogarniam się, oglądam rozgrzewki, robię kilka filmików i zdjęć. Powoli staje się ciasno, już widzę kto będzie siedział wokół mnie. Zaczynamy. Tego soczystego, ostrego dźwięku hymnu Ligi Mistrzów z głośników na stadionie w Madrycie nie zapomnę nigdy. Siedziałem wysoko, ale oglądalność była bardzo dobra – niemal jak na dłoni. Pod dachem farelki skierowane na publiczność, dające ciepło i pozwalające komfortowo oglądać mecz, tak naprawdę jeszcze pod koniec kalendarzowej zimy. Mój brat miał całkiem spoko oglądać to w telewizji i jednocześnie zerkać na mesendżera odtwarzając zdjęcia oraz filmiki pokazujące coś niecoś z mojej perspektywy.

Siedział obok mnie pewien zasłużony wiekiem kibic i nieustannie komentował akcje wplatając niekiedy bueno. Na początku meczu byłem taki zgrzany tym wszystkim, że zdjąłem kurtkę i powiesiłem z tyłu krzesła. Starszy pan mi pomachał palcem i chyba po hiszpańsku chyba zasugerował żebym ją założył. Tak też zrobiłem. Nie chodziło o to, że był to „zdradliwy” początek marca, podczas którego bardzo łatwo się przeziębić, bądź coś złapać (o czym przekonaliśmy się rok później). Byłbym po prostu głupcem, gdybym podważył autorytet człowieka, który w swoim życiu pewnie widział tylu fantastycznych piłkarzy i piłki na najwyższym poziomie, że w mojej części Europy nie miałby raczej równego sobie pod tym względem. A tu był zwykłym dziadkiem, jednym z wielu takich w Madrycie.

Każdy widział na żywo, co się na tym spotkaniu działo. Jedyne o czym marzyłem wtedy, to dogrywka. Niech to jeszcze trwa i nigdy się nie kończy. Spoglądałem na Karima Bezemę, Lucę Modricia, Viniciusa Juniora, na ich sposób przemieszczania się, reakcję publiczności. Później na radość Ajaxu wraz z kibicami z Amsterdamu siedzącymi w drugim rogu stadionu, których od samego rana mijaliśmy na ulicach miasta. Po meczu stwierdziłem, że niepotrzebnie tyle siedziałem podczas meczu na necie, bo nawet nie zauważyłem bramki Lasse Schöne, który strzelał tego wolnego praktycznie sprzed mojego nosa. Widok tego gola z mojej perspektywy, siedzącego kilka pięter wyżej zza jego plecami, byłby kapitalny. Chyba właśnie po tym golu z górnych rzędów polał się na innych kibiców piwny deszcz. Nie zapomnę też gromkiego – Flo-ren-tino, di-mi-sion!, jakim kibice pożegnali się tego wieczoru z prezesem Realu, na chwilę przed udaniem się na metro. Rozumiałem ich rozżalenie, choć trudno było mi im współczuć w ich rozpieszczeniu. Przecież przez trzy lata z rzędu grali w tych rozgrywkach do samego końca i przywozili sobie z nich puchar. Problemy polskiej piłki klubowej byłyby dla nich niepojętą abstrakcją.

W meczu Real – Ajax działo się naprawdę dużo, a pamiętam że obawiałem się o bezbramkowy remis. Nawet nasz przewodnik, który na meczach tego typu jest z innymi wycieczkami co tydzień, przyznał że było to jedno z najlepszych spotkań jakie widział. Faza pucharowa zeszłorocznej Ligi Mistrzów była być może najlepsza w historii. Istne żniwa cudów, a my jak gdyby nigdy nic uczestniczyliśmy w tym. Mecz na który wybraliśmy się z Kamilem i Karoliną Sulej był dla mnie nieopisanym źródłem satysfakcji i odczucia spełnienia. Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że obecność na czymś takim jest dla mnie nierealna – a w sumie tak niewiele wystarczyło by to zrealizować. 2 tysiące złotych i dwójka zaufanych przyjaciół. Pierwszy raz zagranicą, pierwszy raz na piłce na takim poziomie, na Lidze Mistrzów, na meczu o którym następnego dnia mówiła cała Europa. I wszystko to dała mi organizacja, którą kiedyś tak gardziłem.

Czasami mam wrażenie, że powinienem być gdzieś indziej, ponieważ wszędzie dzieje się coś bardziej wartościowego i wyjątkowego niż wokół mnie. Tamtego wtorku idąc spać, byłem w pełni przekonany, że jestem w najlepszym możliwym miejscu jakim mogłem się znaleźć i z pewnością nigdzie na świecie nie było dziś tak ciekawie jak tutaj.

Skrót wideo z tego meczu

Metryczka z meczu na portalu flashscore

fot. archiwum autora

DODAJ KOMENTARZ

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;