wtorek, 19 marca 2024r.

Lidia Chojecka-Leandro: Każdy medal był okupiony ciężką pracą

Wywiad z Lidią Chojecką-Leandro, znakomitą biegaczką średniodystansową, która obecnie szkoli młody narybek w WLKS Siedlce-Nowe Iganie.

Została pani wybrana przez „Przegląd Sportowy” do najlepszej dziesiątki lekkoatletek XX wieku. Takie wyróżnienie chyba cieszy?

Bardzo cieszę się, że zostałam wyróżniona w tym rankingu. To docenienie mojej 20-letniej kariery. Znalazłam się wśród znakomitych zawodników, medalistów olimpijskich. Ja niestety nie miałam takiego medalu.

Czy jak wspomina pani 20 lat kariery, to jest w niej topowy moment? Birmingham czy może Madryt?

Każdy medal jest cenny i okupiony ciężką pracą. Brakuje mi medali z sezonu letniego, ale trafiłam na czasy, gdy doping był ogólnodostępny. Rywalizowałam z Rosjankami, które grały nieczysto. Boli mnie, że nie miałam medalu latem, ale zajęłam bardzo wysokie miejsca na igrzyskach olimpijskich w Sydney i Atenach. Było wiele pięknych chwil, dlatego trudno mi wyróżnić jedną. Wszystkie były fajne, kiedy stało się na podium.

Kiedy przypadł szczyt pani kariery?

Przełom wieków – lata 1999-2001.

Czy sponsorzy wtedy walili drzwiami i oknami?

Nie, to były inne czasy. Teraz jest dużo łatwiej zdobyć sponsora. Trenowałam w trudnych czasach. Polski Związek Lekkoatletyki nie miał strategicznych sponsorów. To były gorsze czasy dla królowej sportu.

Jest pani wychowanką WLKS czy Pogoni, bo są dwie wersje?

Pierwszym moim klubem był WLKS. To w nim zaczynałam karierę. Pierwsze treningi odbywałam na stadionie żużlowym. Później zmieniłam klub na Pogoń, ale zaczynałam w WLKS.

W ciągu długiej kariery zdążyła pani wyrobić sobie markę w Polsce i regionie. Czy do dzisiaj coś zostało z popularności?

Starsi kibice pamiętają mnie, doceniają, a czasem zaczepiają na ulicy. Dzieci już mnie nie kojarzą. Wyrobiłam sobie markę, ponieważ w swoich czasach byłam najlepsza w biegach średnich. Ustanowiłam rekordy, które do dzisiaj nie zostały pobite.

Jak udało się pani przestawić z życia sportowego na życie po karierze?

Przez 20 lat trenowałam, wyjeżdżałam, startowałam. Prowadziłam życie na walizkach. W domu byłam bardzo rzadko. Nastąpił czas zakończenia kariery, choć planowałam dłużej startować. Przydarzyła mi się kontuzja, która uniemożliwiła mi start w igrzyskach w Londynie. Przez 20 lat zajmowałam się tylko sportem i moje życie raptem urwało się. Było ciężko. Trudno było mi odnaleźć się w normalnym życiu. Uznałam, że najlepiej czuje się w sporcie, więc postanowiłam zostać trenerką.

 

Jak wyglądały pani treningi w okresie czynnej kariery?

Trenowałam dwa razy dziennie. Czasem do granic możliwości.

Życie sportowca daje okazję do zobaczenia kawałka świata. Czy pani to się udało?

Dzięki temu, że uprawiałam sport byłam w wielu miejscach, jednak rzadko kiedy była okazja do zwiedzania. Mogę powiedzieć, że byłam w wielu miejscach, ale niewiele widziałam.

Po karierze udało się to nadrobić?

Nie za bardzo. Jako trenerka jestem „uwiązana”, ponieważ mam różne grupy wiekowe. Najważniejsze imprezy są w różnych terminach. Muszę przygotowywać się do nich przez cały rok.

Jak się pani pracuje z młodzieżą?

Nie wiedziałam, że to jest taka trudna praca. Obecna młodzież różni się od mojego pokolenia. Jest to stresująca praca. Młodych ludzi trudno zachęcić do uprawiania biegów, ponieważ wymagają one dyscypliny i ciężkiej pracy. Jakoś jednak sobie radzę. Dzieciaki chętnie przychodzą i trenują. Miałam medalistów z mistrzostw Polski, ale nie powiem, że to łatwa praca.

Czy syn przysłuchujący się naszej rozmowie przejawia talent do biegów?

Jak widać jest bardzo żywym dzieckiem. Czy będzie sportowcem? Nie wiem. Bardzo bym chciała, ale zobaczymy, co czas przyniesie. Myślę, że będzie musiał gdzieś spożytkować swoją niespożytą energię.

 

źródło: własne; foto: Janusz Mazurek

DODAJ KOMENTARZ

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;