czwartek, 25 kwietnia 2024r.

Po debiucie w Młodej Ekstraklasie – Aron Majczyna

Piłkarskie treningi zaczynał w Siedlcach. W zeszłą środę zaś zadebiutował w barwach Polonii Warszawa w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. W rozmowie ze SportSiedlce.pl Aron Majczyna.

Aron Majczyna: Debiut nie wypadł do końca tak jak chciałem. Powinienem strzelić bramkę, która być może zmieniłaby wynik. Odczułem różnicę między meczami w drużynie juniorów, a tym z Bełchatowem. Cieszę się z debiutu, jednak teraz muszę zrobić tak, żeby w następnych meczach nie były to tylko zagrane minuty, a coś więcej.

Jesteś tylko wypożyczony z akademii Polonii, do drużyny ME. Wypożyczenie kończy się 1 grudnia. Co dalej? Masz już 18 lat, to najwyższy czas, żeby zacząć grać z seniorami.

– Na tę chwilę chcę zostać w ME i nie myślałem nad innym rozwiązaniem. Dobrze się tutaj czuję, a także mam warunki do podnoszenia swoich umiejętności. I mam nadzieję, że tak się stanie.

Byłeś już przymierzany do gry w ME w 2011 roku, kiedy drużynę przejął Piotr Stokowiec. Co wtedy stanęło na przeszkodzie?

– Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że to nie jest dobry moment, aby iść do ME. Stwierdziłem, że lepiej zostać jeszcze w juniorach, i spokojnie trenować. Poza tym nie byłem jeszcze wtedy gotowy. I sam powiedziałem jaka jest sytuacja i wróciłem do juniorów.

Masz swojego menedżera, kogoś kto opiekuje się Twoją „karierą”?

– Nie, na ten moment nie mam swojego menedżera.

Wróćmy do początków. Treningi zaczynałeś w Pogoni Siedlce. Kto był Twoim pierwszym trenerem, jak wspominasz te czasy?

– Moimi pierwszymi trenerami byli bracia Paweł i Piotr Krupa. To były czasy! Treningi obok amfiteatru w Siedlcach, bądź na tzw. górce, która była w miejscu dzisiejszego skateparku przy hali sportowej. Były to świetne czasy, małolaci, którym wystarczyła piłka i nic więcej. Jednak patrząc teraz na te czasy żałuję trochę, że nie mieliśmy takich warunków jakie są tam teraz. Mimo to była tam świetna atmosfera. Niezliczona liczba wypadków, z których nadal śmiejemy się kiedy czasem sobie wspominamy tamte czasy. Dały mi one na pewno bardzo dużo, nie tylko w aspektach piłkarskich (śmiech).


Dosyć wcześnie wyjechałeś z Siedlec. Co było powodem tego, że postanowiłeś kontynuować swoją przygodę z futbolem w Warszawie?

– Na ten pomysł wpadła moja mama, za co jej teraz z całego serca dziękuję i zawsze będę wdzięczny! W Warszawie łatwiej jest zostać wypatrzonym niż w juniorach Pogoni. Tutaj czekały na mnie lepsze warunki, nowe, cięższe wyzwania, ale przede wszystkim możliwość rozwoju. Transfer do Targówka został załatwiony praktycznie w ciągu 1-2 dni. Śmieszna historia. W ostatni weekend sierpnia, w sobotę, po meczu w barwach Pogoni z kolegami urządziliśmy sobie grilla. Wróciłem do domu, a moja Mama informuje mnie, że jutro jedziemy do Warszawy na mecz Targówka i na rozmowy z trenerem tamtej drużyny. No i w niedzielę byłem w Warszawie, obejrzałem mecz i potem odbyła się rozmowa z Adamem Krzyżanowskim, trenerem GKP. Zakończyła się ona pomyślnie dla mnie. W poniedziałek załatwiłem sobie przeniesienie do warszawskiej szkoły i we wtorek byłem już na rozpoczęciu roku w Warszawie. Przejście do Polonii było dla mnie kolejną niespodzianką w moim życiu, podobną do przejścia do GKP. Po zwolnieniu trenera pod koniec rundy jesiennej, klub zaczął nas przyciskać kontraktami, które dla nas były nie do podpisania. Ja i kilku moich kolegów byliśmy w problemie. Wtedy pomocną dłoń wyciągnął do nas trener Krzyżanowski, który objął drużynę rocznika ’94 w Polonii. Ponieważ było nas łącznie dziesięciu bądź jedenastu, gdzie żaden nie mógł grać w rozgrywkach ligowych. Trener umożliwił nam trenowanie i granie sparingów, zamiast normalnej ligi. Po pół roku Polonia nas wykupiła i zostaliśmy jej zawodnikami. Nieprzyjemna sytuacja w GKP wyszła, przynajmniej mi, na lepsze.

W Warszawie mieszkasz sam, czy z rodziną?

– Sam. Wynajmuję mieszkanie z kolegami z Polonii.

W 2010 roku znalazłeś się wśród czterech chłopaków z Polski, którzy jako laureaci konkursu Coca-Coli pojechali na MŚ do RPA.

– O konkursie dowiedzieliśmy się od trenera Krzyżanowskiego. Gdyby nie on, nie mielibyśmy pojęcia, że coś takiego w ogóle ma miejsce. Pierwszy etap, to nagranie filmiku, na którym musieliśmy pokazać swoje umiejętności, czyli robiliśmy różne sztuczki z piłką. Dołączaliśmy także do tego dobre zagrania z meczów. Ta część by się nie udała gdyby nie tata „Chłopka” (Bartosz Chłopecki testowany swego czasu w Pogoni, obecnie piłkarz Legionovii Legionowo – przyp. red.), który nam to wszystko świetnie posklejał, dodał muzykę itp. Umieszczenie tych filmików w internecie to drugi etap. Z Targówka dostało się nas pięciu, jednak dwóch nie mogło wziąć udziału w bezpośredniej walce o wjazd do RPA. Finał odbył się w hali piłkarskiej na Bemowie. Dziesięciu finalistów, dwie dziewczyny i ośmiu chłopaków. Z drużyny Targówka było nas trzech i wszyscy się dostali. Rywalizowaliśmy w trzech konkurencjach: żonglerka stopa-głowa, slalom z piłką na czas i trafianie do celu. Na koniec zostaliśmy podzieleni na dwie drużyny i mieliśmy chwilę luźnej gierki. Pamiętam jaki byłem zestresowany kiedy ogłaszane były wyniki i ulgę kiedy usłyszałem swoje nazwisko. Nadal nie wiem jakim cudem nasz trener z GKP wkręcił się na wyjazd i poleciał z nami jako nasz opiekun. Przygoda i wrażenia z tej podróży są nie do opisania. Najgorsza była sama podróż. Z Warszawy do Monachium, w Monachium przesiadka i bezpośrednio do RPA. Ponad dziesięć godzin w samolocie na prawdę było męczące, jednak było warto. Mieszkaliśmy w dość dużym ośrodku, gdzie byli ludzie z całego świata. Była tam taka sala gier. Było tam wszystko! Telewizory, na których ciągle leciały jakieś mecze z Mistrzostw, konsole, sala multimedialna, jedzenie, picie, stoły do ping-ponga, mnóstwo rzeczy. Nie mogę nie wspomnieć o jedzeniu, które było niesamowite! Nie tak dobre jak polskie, ale naprawdę świetne, a nazw wielu potraw nie poznałem do tej pory (śmiech). W ciągu dnia odbywaliśmy treningi pod okiem trenerów z całego świata. I trenowaliśmy z ludźmi z całego świata! Niesamowite doświadczenie. Wieczorami, w oddzielnej sali kawałek od naszego ośrodka, odbywały się posiłki i różne atrakcje, które zaplanowali nam organizatorzy. Był między innymi pokaz chyba jakiegoś tańca ludowego, pokazy sztuczek (niesamowitych!!!) z piłką, a także możliwość integracji z innymi narodowościami. Jednego wieczoru, podczas pokazu ,,cieszynek” dołączyłem do grupy chłopaków z Rumunii, z którymi złapałem dobry kontakt. Świetna zabawa i dużo śmiechu, bo z tego co pamiętam, to chyba coś pomyliliśmy w naszej ,,cieszynce”. Z nimi także uczyłem się tańca i bawiłem. Złapałem również kontakt z dziewczynami z Meksyku (jedna była naprawdę bardzo ładna!), z którymi robiliśmy sobie zdjęcia. Kilka z nich nawet mam na Facebooku i mam jakiś kontakt (śmiech). Zyskałem także znajomość z ludźmi ze Stanów. Główną atrakcją natomiast był mecz, RPA przeciwko Urugwajowi, który później zajął przecież 4 miejsce. Atmosfera na stadionie nie do opisania, z każdej strony słynne z tamtych mistrzostw wuwuzele, ludzie poprzebierani i pomalowani w barwy narodowe. Była także śmieszna sytuacja, bo jakiś pijany gość po prostu obsikał kilkanaście osób (śmiech). Sam mecz natomiast oglądałem z zapartym tchem. Z odległości dosłownie kilkunastu metrów widziałem takie gwiazdy piłki jak Forlan, Suarez, czy Pienaar. Świetny mecz i przepiękne bramki. Chciałbym kiedyś mieć możliwość wystąpić na takiej imprezie! Miałem także okazję uścisnąć dłoń i zrobić sobie zdjęcie ze znanym każdemu chyba ze świata piłki, mistrzem świata z 1994 roku Bebeto. Jego autograf stoi w moim pokoju w dobrze widocznym miejscu, bo jest to coś, o czym będę mógł opowiadać w przyszłości swoim dzieciom. Do domu wróciłem z ogromną ilością zdjęć, wspomnień, nowo poznanych ludzi, doświadczeń, a także moja własną wuwuzelą. Nie wiem czy kiedykolwiek będę miał okazję przeżyć podobną przygodę. Przed wyjazdem, zaliczyłem swój debiut telewizyjny. Zostałem bowiem zaproszony, wraz z trzema innymi laureatami konkursu do studia programu Dzień Dobry TVN.


Jak, jako młody zawodnik Polonii, reagowałeś na te wszystkie doniesienia na temat stołecznego klubu, które pojawiały się w mediach przed sezonem?

– Było to dla mnie coś, co nie mogło się stać. To tak, jakby ktoś w Anglii sprzedał np. Manchester United i zmienił jego nazwę, siedzibę itp. Bardzo dobrze, że nic z tego o czym spekulowały media, nie miało miejsca w rzeczywistości.

Obecnie klub z Konwiktorskiej jest rewelacją ligi, a jego młodzi zawodnicy (Wszołek, Teodorczyk) są odkryciami sezonu, mają za sobą debiut w kadrze. To działa na wyobraźnię młodego zawodnika?

– Tak, oczywiście. Jest to sygnał, że zawodnik, który niedawno grał na poziomie ME, teraz grał przeciwko takiemu zespołowi jak reprezentacja Anglii. Jest to bodziec do jeszcze cięższej pracy, ale także znak, że jest to coś osiągalnego.

Pochodzisz z Siedlec, gdzie jak wiadomo zdecydowaną większość stanowią kibice Legii Warszawa. Jak koledzy komentują Twoją przynależność klubową?

– Pochodzę z Ełku, z Warmii i Mazur. W Siedlcach mieszkałem od szóstego roku życia. Z Siedlcami się utożsamiam. Koledzy tylko na początku żartowali sobie i mi trochę dogryzali. Do tej pory też czasami zdarza się, że któryś się zapyta ironicznie ,,to gdzie ty grasz?” (śmiech). Nigdy jednak nie spotkałem się z jakąkolwiek agresją nikogo z Siedlec. Wręcz przeciwnie, wszyscy życzą mi jak najlepiej.

Nie żałujesz, że nie jesteś zawodnikiem Legii? Jak wiadomo, jest to klub, który bardzo odważnie stawia na młodzież. Trener Jan Urban bez strachu daje grać w pierwszym zespole zawodnikom w Twoim wieku.

– Jakoś specjalnie nigdy się nad tym nie zastanawiałem, a już na pewno nie żałowałem. Mam wielu znajomych w różnych rocznikach Legii i wiem, jak to wygląda także od środka. Poza tym w pierwszej drużynie Polonii także jest wielu młodych zawodników, co świadczy, że młodzież jest tutaj także doceniana.

Wiem, że często odwiedzasz Siedlce. Jak oceniasz warunki panujące w Siedlcach. Jak to porównasz z tym, co zastałeś będąc juniorem Pogoni?

– Warunki w Siedlcach teraz a kiedyś, to niebo a ziemia. My nie mieliśmy chociażby w połowie tego co jest teraz. Boiska, szatnie, sprzęt. Teraz jest o wiele lepiej i bardzo dobrze, że się to tak rozwija i niech rozwija się dalej.

Aron Majczyna – mocne i słabe strony zawodnika.

– Muszę odpowiadać? Hm, ocena samego siebie jest zawsze ciężka. Myślę, że głównym moim atutem jest technika. Dobra lewa noga. Cały czas natomiast muszę pracować nad elementami fizycznymi. Staram się także pracować nad psychiką, bo bardzo często to ona decyduje o sukcesie. Myślę, że już starczy (śmiech).

Plany na przyszłość. Załóżmy, że w Polonii nie uda Ci się przebić do pierwszego zespołu. Masz jakiś plan awaryjny?

– Nigdy za daleko nie wybiegam w przyszłość, skupiam się na teraźniejszości. Poza tym moje plany bardzo często zmieniają się nie zawsze w zależności ode mnie. Na ten moment skupiam się na tym, by dobrze zaprezentować się w ME, a co będzie później czas pokaże. Jestem jednak optymistą.

Czego Ci życzyć na przyszłość?

– Zdrowia, szczęścia i jak największego sukcesu w piłce.

 

źródło: własne; foto: facebook.com (2) / Maciej Sztajnert

DODAJ KOMENTARZ

Jedna odpowiedź

  1. no Aron, dużych sukcesów w piłce 🙂 zawsze wolałem kosza ale jak zagrałeś z nami na zawodach, jak mijałeś zawodników masakra 🙂 czekam na Twój debiut w ekstraklasie, trzymaj się |:D

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;