Wywiad z Maciejem Bartłomiejem Grabowskim, właścicielem firmy Matrix oraz regularnym uczestnikiem Samochodowych Rajdów Pucharu Polski Samochodów Terenowych w ekipie Hołowczyc Racing.
Po wygranej w Żaganiu odlicza pan dni do ostatniej rundy Dacia Duster Elf Cup – Raid of Champions, która odbędzie się w dniach 8-10 listopada na Węgrzech.
Po podliczeniu wyników zajęliśmy trzecie miejsce w wyższej klasie S2. Jesteśmy pewni miejsca na podium. Teraz chcemy dojechać do mety w Pucharze DDEC i oczywiście walczyć o najwyższe podium. Szykujemy się mocno na zwycięstwo na Węgrzech. Pierwszą trójkę dzielą niewielkie różnice, co zapowiada duże emocje.
Jednym z rywali na trasie jest doskonale znany z telewizji kucharz Pascal Brodnicki.
Pascal od zawsze interesował się motorsportem. W jego rodzinie są osoby, które ścigały się już kiedyś w rajdach samochodowych. Za wszystko odpowiedzialny jest Krzysztof Hołowczyc i jego grupa Hołowczyc Racing, która pilotuje przebieg i organizację zawodów. Nagrodą jest wyjazd na Dakar. Zajmując pierwsze miejsce w nagrodę pojedziemy z Hołowczycem na Dakar jako obserwatorzy. Jest plan, żeby zobaczyć jak wygląda legendarny rajd od środka, spędzając czas z największymi gwiazdami rajdów na świecie.
Korzysta pan z Dacii. To nie jest oczywisty wybór samochodu do ścigania się.
Każdy myśli, że Dacia nadaje się tylko do cywilnej jazdy. To nie prawda. Samochód jest przygotowany, poparty testami oraz dopuszczeniami i homologacjami zatwierdzonymi przez PZMot. Dacia – pomimo posiadania oryginalnego silnika – jest lekka, ma specjalne ustawienia, gdzie największym atutem tego auta jest zawieszenie przygotowane przez mechaników Hołowczyc Racing.
Trudno w tym przypadku mówić o zabawie czy amatorce?
Nie można tak mówić ani myśleć. To jest Puchar Polski, w którym rywalizują kierowcy ścigający się od lat. Startujemy na tych samych zawodach i trasach razem z czołówką motorsportu, czyli z Kubą Przygońskim, Krzysztofem Hołowczycem, Pawłem Molgą i innymi znanymi kierowcami. Nasza załoga często zajmuje miejsca w pierwszej trójce. Nasz debiutancki rajd na poligonie w Drawsku zakończył się trzecią pozycją w klasyfikacji S2, ścigając się z wieloma innymi mocniejszymi markami samochodów. Otrzymałem kilka wskazówek od Hołowczyca, z którym miałem okazję trenować. Byłem pod wrażeniem, gdy od niego usłyszałem, że mam coś w sobie, czego wielu początkującym kierowcom rajdowym brakuje. To on mnie docenił i zachęcił do startu w Pucharze Polski. Zawody Dacia Duster Elf Cup są oficjalną częścią Rajdowego Pucharu Polski Samochodów Terenowych.
Pańskim pilotem jest Adam Binięda. Skąd on się wziął?
Adam jest mistrzem Polski w 2018 roku w rajdach płaskich, a w 2019 roku także zdobył mistrzostwo Polski w rajdach płaskich, czyli po asfalcie. Pilot to podstawa. 70% sukcesu zależy od niego. Jedziemy odcinki po 150 kilometrów, potem mamy godzinę serwisu i znowu 150 kilometrów. Pilot do mnie mówi non stop nawigując, a ja do niego odzywam się 3-4 razy w trakcie przejazdu odcinka w czasie na przykład dwóch godzin. Jedziemy na odcinkach specjalnych, których nie znamy i nigdy nimi nie jechaliśmy.
Czyli pilot jest jak żona…
Dokładnie (śmiech). I jeszcze trzeba go słuchać! Bez pilota nie ma jazdy. Polecił mi go Hołowczyc. W Drawsku ja zaliczyłem debiut ogólny, a on debiut w crosscountry.
Wraz z sukcesami pojawiło się zainteresowanie mediów.
Zgadza się. Przecież wygraliśmy najbardziej wymagający i najcięższy rajd w Polsce, którym jest Baja Poland z ogromną przewagą prawie 20 minut nad drugim zawodnikiem. Baja Poland to taki polski Dakar. Dzwonią do nas z różnych gazet, ponieważ pniemy się w górę. Bylibyśmy dzisiaj jeszcze wyżej, ale w Kłodzku urwało nam się koło. Raz mi udało się dojechać na feldze – którą mam do dzisiaj w gabinecie – i zająć drugie miejsce, ale drugi raz już nie. W rajdach szutrowych niestety trzeba szukać balansu między prędkością i oszczędzaniem samochodu na trudnym terenie. Ciekawi mnie co będzie na Węgrzech, ponieważ spodziewam się zaciętej walki. Walczymy do ostatniej kropli oleju. Jak mawiał papież Franciszek: Nikt nie może podjąć walki jeżeli nie wierzy w zwycięstwo!
Krzysztof Hołowczyc to człowiek-instytucja w polskim motosporcie. Czy ma tak dobre oko do motoryzacyjnych talentów?
Hołowczyc powiedział mi, że jedni ludzie rodzą się ze smykałką do wyścigów, a inni próbują wyuczyć się tego czegoś przez całe życie. Są kierowcy, którzy mają supersamochody, budżety i nie mogą osiągnąć określonego poziomu mimo treningów. Hołek to mentor, który jednym spojrzeniem potrafi dostrzec błędy. Początkowo traktowałem wyścigi jako formę przygody. To nie jest jednak zabawa. Przed startem w rajdach musiałem przejść wszelkie psychotesty i badania oraz oczywiście zdobyć Narodową Licencję Kierowcy Rajdowego. Żeby pojechać w wyścigu trzeba jeden dzień poświęcić na odbiór samochodu i certyfikowanych ubrań, całego wyposażenia. Bardzo mocny nacisk jest kładziony na bezpieczeństwo.
Czy w pana głowie jest myśl, co byłoby, gdybym zaczął ścigać się w wieku 19-20 lat?
Chyba nie. Robert Kubica zaczynał w młodym wieku i piął się do góry. Moja żona cały czas przeżywa moje starty. Podobnie jak mój pilot powtarza: z rozwagą, na spokojnie. Jedziemy przez las 140-150 km/h szutrem to widzimy jedną kreskę. Wykonujemy skoki samochodem na odległość nawet 12 metrów około 1,5 metra nad ziemią. Z każdego odcinka specjalnego wracamy bez lusterek ze względu na ciasne cięcie zakrętów. Próbuję nie przekraczać bariery strachu.
Czyli strach jest pańskim towarzyszem w samochodzie?
Czy się boję? Trochę tak, ale posiadam już pewne umiejętności, które pozwalają mi na taką jazdę. Przejechałem na rajdach w Pucharze Polski już około 2000 km w czasie rywalizacji, a to jest inna jazda niż jeżdżąc treningowo na torze. Hołowczyc powiedział mi kiedyś, że prędkością rajdów się nie wygrywa, a techniką, do której dokłada się szybkość.
Dakar jest pańskim marzeniem?
Chciałbym zobaczyć jak wygląda Dakar od środka. Może w następnym roku uda nam się wystartować? Kto wie?
źródło: własne; foto: archiwum prywatne Macieja Grabowskiego