czwartek, 25 kwietnia 2024r.

Wierzę w drogę jaką obraliśmy

Wywiad z trenerem Pogoni Siedlce, Damianem Guzkiem.

Zimowe przygotowania za nami. Jak je pan oceni? Udało się uniknąć zamknięcia drużyny na kwarantannie, ale ze zdrowiem piłkarzy bywało różnie.

Nikogo nie muszę przekonywać jak istotne jest to, żeby jak największa liczba zawodników była obecna na treningach. Równie ważny jak wspólne przygotowania był okres indywidualnej pracy według rozpisek. Zawodnicy we własnych zakresie biegali i pracowali na siłowni. Cieszę się z tego, że każdy podszedł profesjonalnie do obowiązków. To jest zespół profesjonalny, więc muszą wykonywać to, co im zalecamy, ale z perspektywy pracy indywidualnej każdy wykonał 99% tej pracy, którą założyliśmy. Plusem jest również zatrudnienie Pawła Księżopolskiego, który wszystko nam fajnie scala pod względem motorycznym i na siłowni, i na boisku. Miejmy nadzieję, że efekty tego przyjdą wraz z rozpoczęciem rundy.

Czy nie bał się pan, że w czasie któregoś sparingu będzie musiał wystąpić na środku obrony, bo nie będzie kogo wystawić?

Była z tyłu głowy taka obawa… Wzmocniliśmy kilka pozycji, jedną z priorytetowych był też środek obrony. Na chwilę obecną mamy Mateusza Piotrowskiego, nominalną szóstkę przerzuconą na środek obrony plus Macieja Wichtowskiego. Robert Majewski dochodzi do siebie po urazie, ale jeszcze nie jest w 100% gotowy. Przyszedł do nas Kamil Rokosz, ale doznał urazu mięśnia czworogłowego i czeka go około dwa tygodnie przerwy zanim będzie mógł wejść w pełne obciążenie.

Czy jest pan zadowolony z poziomu rywali w sparingach? Niektórzy mogą kręcić nosem na grę z III- i IV-ligowcami, a inni powiedzą, że najważniejsze jest to, by wykonać założony cel, wybiegać minuty.

Szczerze mówiąc dla mnie jest istotne jest z kim gramy i na jakim poziomie jest przeciwnik. Niektórzy trenerzy preferują słabszych przeciwników. Może dlatego, by morale było wysokie, żeby strzelić kilka bramek? Ja jestem zwolennikiem tego, by grać z lepszymi lub równymi sobie. Wyszło jak wyszło, nie wracajmy do tego. Były w klubie osoby odpowiedzialne za organizację tych sparingów. Byliśmy zapewniani, że będą na dobrym poziomie. W trakcie okresu sparingowego staraliśmy się to kleić i lepić, by mecze były miarodajne i pokazały, w jakim jesteśmy miejscu, jeśli chodzi o pracę zespołu i ile jest jeszcze do poprawy.

Można śmiało stwierdzić, że dwa najgorsze sparingi przypadły na zmagania z IV-ligowcami. Czy remis i porażka w tych meczach to sygnał ostrzegawczy?

Na pewno II-ligowcowi nie przystoi remisować czy przegrywać z IV-ligowcem. Z perspektywy mentalnej i z perspektywy kibica, który trzyma za nas kciuki takie wyniki nie powinny się przydarzyć. Sparingi, które graliśmy – niemal wszystkie – nie odzwierciedlają warunków pracy drugoligowej. Graliśmy dwa mecze z IV-ligowcami, którzy ustawili się w pressingu niskim, my byliśmy praktycznie przez 80% czasu gry w posiadaniu piłki. To w żaden sposób nie odzwierciedla warunków meczowych. Oczywiście nie usprawiedliwiam się, te mecze powinny być spokojnie wygrane i nie ma w tej kwestii żadnych wątpliwości. Mocno liczyłem na ostatni sparing z Polonią Warszawa, której nie brakuje jakości i gra w identycznym ustawieniu jak nasz pierwszy wiosenny rywal. Pogoda pokrzyżowała nam jednak plany. Co mogliśmy, to wyciągnęliśmy, ale sparingi nie dały nam jasnej odpowiedzi, czy obrana droga jest dobra czy nie. Dowiemy się dopiero po pierwszych meczach ligowych.


Może się zdarzyć, że w pierwszych meczach wiosennych środek pola będzie złożony z trzech nowych zawodników. Czy to duże utrudnienie przy zgrywaniu drużyny?

Trzech nowych zawodników w drugiej linii to dużo, jeśli chodzi o zgranie, strefę mentalną, poruszanie się zawodników, ale tak naprawdę chciałem wymiany. Szukaliśmy przede wszystkim zawodnika, który będzie w środku pola kreować grę i da nam jakość. Nie ukrywam, że liczę i wierzę w umiejętności Kamila Włodyki. Mam nadzieję, że podoła oczekiwaniom. Wierzę w niego, a nie nakładam presję. Mam taką samą wiarę we wszystkich, na których postawimy plus w tych zawodników, którzy depczą im po piętach.

Jesienią Maciej Górski nie miał teoretycznie konkurenta, a teraz nie ma praktycznie. Czy można już uspokoić kibiców i zapewnić o pozostaniu najlepszego strzelca w Pogoni?

Maciek Górski na pewno rozegrał świetną rundę, strzelił mnóstwo bramek, może nie będąc osamotnionym, ale radząc sobie samemu jeśli chodzi o pracę zespołu. Na pewno zostanie z nami i mocno liczę na niego i na jego grę, pomoc jako zawodnika i kapitana zespołu w szatni, bo jest to duży autorytet. Jest profesjonalistą, który robi wszystko na 100%. Miał delikatne problemy zdrowotne, ale wszystko minęło i czekamy na rozpoczęcie tej ligi.

Długo zajęło panu przygotowanie do przygotowań? Czy miał pan okazję przeanalizować mecze rozegrane w trakcie rundy jesiennej? Tym co ewidentnie szwankowało była gra na wyjazdach. Pogoń momentami wyglądała, jakby przechodziła obok spotkań, a tak drużyna walcząca o cokolwiek grać nie może.

Raz jeszcze z Maciejem Soroką obejrzeliśmy wszystkie spotkania i stworzyliśmy model gry, na którym możemy bazować. Chodzi przede wszystkim o wiedzę wszystkich zawodników na temat tego co chcemy grać, ich zadania na pozycjach i realizację tej gry, o przelanie na papier wszelkich informacji, które chcemy przekazywać w środkach treningowych i w treningach. Mecze wyjazdowe to była nasza największa bolączka. Kiedyś powtórzyliśmy nawet mikrocykl przed Wisłą Puławy, identyczny z poprzedniego tygodnia, kiedy graliśmy u siebie, tak naprawdę z czystej ciekawości. Niestety, nie udało się. Jestem przekonany, że w wielu momentach jest to kwestia mentalna, kwestia podejścia. Własny stadion, gra u siebie, kibice, chęć pokazania się. Nikomu nie odbieram tego, że nie daje z siebie wszystkiego na wyjeździe, ale w kilku momentach i meczach można było odnieść takie wrażenie, że po stracie pierwszej bramki już jest głowa w dole, nie ma zaś chęci tego, by dać z siebie jeszcze więcej, pokazania, że można liczyć na siebie nawzajem. Nie ma sygnału do pokazania jakości, nikt nie tchnął nowego ducha w drużynę. Tego mi zabrakło. Mam nadzieję, że to naprawimy i te mecze będą zupełnie inne.

Mówi pan o nowym modelu gry. Czy to system, który da się wprowadzić w tak krótkim okresie jak siedem tygodni przygotowań? Mieliście mało czasu, a dużo pracy.

Siedem tygodni to za mało. Zaszło sporo zmian, jest kilku nowych zawodników, których wdrażamy do tego systemu i modelu gry. Nie jest tak łatwo zaszczepić w zawodnikach wielu aspektów treningowych, bo najistotniejsze, nawet patrząc przez pryzmat tego, jak traciliśmy bramki, są fazy przejściowe, które w rundzie jesiennej były, delikatnie mówiąc, kiepskie. Będąc w ataku musimy myśleć również o tym, by zabezpieczyć dostęp do własnej bramki. Sporo bramek, które straciliśmy wynikało ze słabej organizacji w fazach przejściowych. Pracowaliśmy nad nimi i pracujemy cały czas. To proces długotrwały. W mojej ocenie jest coraz lepiej, ale czy to prawda to zweryfikuje liga.

Dzięki panu Pogoń stała się bardziej siedlecka. Czy uważa pan, że jest to dobry kierunek dla drużyny, żeby było w niej kilku chłopaków z Siedlec i regionu? W najlepszych czasy Pogoni, które pan pamięta, lokalność dawała siłę szatni i zespołowi.

To były świetne czasy. Kiedyś trzon zespołu był oparty na wychowankach i zawodnikach z regionu, ale to się zatarło. Nie wiem, czym to było spowodowane, ale chciałbym, aby w szatni było kilku zawodników, którzy są stąd i z regionu, żeby kibice, którzy przychodzą na stadion i trzymają kciuki za Pogoń robili to dla zawodników, którzy od wielu, wielu lat trenują w biało-niebieskich barwach. Trudno będzie bez przerwy grać wychowankami i stawiać tylko na nich, ale z roku na rok może ich być coraz więcej, niech coraz bardziej wywierają presję na zawodników, którzy są w pierwszym składzie. To bodziec do tego, że jest szansa się wybić i zaistnieć. Będę do tego dążył, by w kadrze było jak najwięcej wychowanków.

To chyba najtrudniejsze, aby znaleźć złoty środek między poziomem zawodowym a wspieraniem lokalności, która jest niezwykle ważna.

Jest to bardzo trudne. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma wyników albo są one nieodpowiednie. Kiedy wygrywamy 4:0 to w 60 minucie jest łatwo puścić młodzieżowca, który jest wychowankiem. Przy 1:0 trener jednak zastanawia się czy podjąć takie ryzyko, zwłaszcza przez pryzmat sytuacji, w jakiej jesteśmy.

Niedawno rozmawiałem z Ivanem Djurdjeviciem, który powiedział mi, że według niego zawodnik młody, który wchodzi przy stanie 4:0 w 60 minucie niczego się nie uczy. Według niego to gra od początku i poczucie presji związanej z wynikiem sprawia, że dowiadujemy się na co stać danego zawodnika.

Zgadzam się, ale trzeba zwrócić uwagę na kontekst. Bronimy się przed spadkiem, chcemy się utrzymać. Możemy podjąć ryzyko i wstawiać młodego zawodnika do składu. Nie ukrywam, że na pierwszą kolejkę może tak być, mamy pewną koncepcję, zobaczymy, jaka będzie dalej sytuacja w zespole. Cały czas mam z tyłu głowy to, że jako zespół chcemy jak najszybciej złapać komfort i swobodę. Jeśli dany chłopak jest lepszy od starego wygi to wstawię go do składu bez zawahania. Jeśli pokaże odpowiednią dojrzałość to nie ma problemu.

Liczy się dla ciebie beenhakkerowskie step by step czy zerkasz w terminarz dalej? W szóstej kolejce biało-niebieskich czeka wyjazd do Grodziska Mazowieckiego. Wiosna jest krótka i intensywna, a w kilku meczach nie można pozwolić sobie na porażkę.

Nie można sobie pozwolić na porażkę zwłaszcza w meczach z bezpośrednimi rywalami. To jest najistotniejsze i w takich meczach należy zbierać punkty plus dołożyć jak największą zdobycz punktową u siebie na stadionie. Do tego poprawić grę na wyjazdach. To było naszą bolączką i musimy pracować w sferze mentalnej.


Jaką Pogoń chciałby pan oglądać w rundzie wiosennej?

Chciałbym, aby to była Pogoń walcząca od pierwszej do ostatniej minuty. Każdy z nas jest człowiekiem i popełnia błędy, tak samo jak zawodnicy w meczu. Wymagam tego, by drużyna pokazywała zaangażowanie i determinację. Można stracić piłkę, podejmując ryzyko, ale należy pracować, przede wszystkim w defensywie, żeby ją odzyskać. No i chciałbym, by mecze były widowiskowe i skuteczne. By kibic przychodzący na trybuny powiedział: Okej, nawet jeśli przegrali to zostawili na murawie mnóstwo serducha.

Czy na siedlecki grunt przeleje pan wpływy z włoskiej piłki, czyli na przykład z Interu, którego jest pan kibicem?

Jestem kibicem, ale zdaję sobie sprawę, że działam w polskich warunkach. Inter gra w ustawieniu 1-3-5-2, my na chwilę obecną preferujemy trochę inny styl gry. Nie ukrywam, że chcemy, by nasz system był bardziej elastyczny. Będziemy próbować, zobaczymy na ile to będzie wychodziło.

Można powiedzieć, że apozycyjność to nie przyszłość, a teraźniejszość futbolu. Pomaga w tym ustawienie, które stosuje Inter, a także najbliższy rywal Pogoni, czyli Olimpia Elbląg.

Mobilność i brak przywiązania do pozycji jest w praktycznie każdym systemie gry. Najwięcej zależy jednak od tego, z kim pracujesz i jaką masz szatnię. Staramy się wdrażać różne metody. One są realizowane raz lepiej, raz gorzej. Nowoczesna piłka stara się przedzierać, wywierać większy wpływ na zawodników. Dużo rozmawiamy, pokazujemy im analizy, odpowiadamy na ich pytania, zadajemy je. Przekaz werbalny i rozmowa twarzą w twarz jest bardzo istotna.

Czy wiosną zawodnicy z nieustabilizowaną formą mogą wyglądać lepiej dzięki przygotowaniom Pawła Księżopolskiego? Wszyscy kibice pamiętają Pogoń Marcina Prasoła, którą do znakomitej wiosny przygotowywał nowy człowiek w sztabie.

Paweł robi świetną robotę od początku. Pracujemy intensywnie w poszczególnych mikrocyklach, progresując obciążenia. Teraz celem jest, by zawodnicy łapali świeżość i dynamikę. Liczę na jego pracę, ale mam na uwadze też to, że to inna szatnia niż za czasów Marcina Prasoła. Zawodnicy wykonują świetną pracę, wierzą w drogę jaką wspólnie obraliśmy. Jestem przekonany, że wkład Pawła w zespół i jego wiedza pozwoli chłopakom stać się lepszymi zawodnikami pod względem motorycznym.

A jak w sztabie szkoleniowym odnalazł się Rafał Misztal?

Rafał z każdym rokiem coraz bardziej zmierzał do pracy jako trener. Nadarzyła się okazja ku temu w warunkach takich, a nie innych. On jest doświadczony, był w wielu szatniach, współpracował z wieloma trenerami. Jest w stanie uczciwie określić, kto zasługuję na to, żeby być pierwszym bramkarzem, a kto musi jeszcze popracować. Wierzę i ufam mu.

źródło i foto: własne

DODAJ KOMENTARZ

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;