wtorek, 23 kwietnia 2024r.

Marcin Sasal: Z małych rzeczy robią się wielkie rzeczy

Rozmowa z trenerem Mazovii Mińsk Mazowiecki, Marcinem Sasalem.

Zacznijmy od pucharowego meczu z Legią II Warszawa. Mazovia przegrała, ale usłyszała sporo ciepłych słów za swoją postawę. Wielu kibiców i postronnych obserwatorów twierdziło, że porażka była niezasłużona.

Takie było nasze odczucie z boiska. Nawet w przerwie rozmawialiśmy w szatni o tym, że nasza gra wygląda dobrze, że nasze akcje się zazębiają. Pierwsze minuty meczu mieliśmy słabsze, więc widać, że drużyna jeszcze nie reaguje dobrze na początek spotkania. Coś musimy z tym zrobić. Doszły do nas pozytywne głosy po meczu z Legią II, ale w piłce liczy się wynik, a my niestety przegraliśmy ten mecz. Po spotkaniu było widać w treningach, że chłopcy nabrali pewności siebie. Niedosyt pozostał, ale zrobiliśmy – jako drużyna – krok do przodu.

Liga zawsze jest najważniejsza. Sytuacja w niej jest taka, że trudno wierzyć w awans. Czy to sezon na przebudowę przed wyzwaniami czekającymi Mazovię w scentralizowanej IV lidze?

Analizowaliśmy sytuację Mazovii w trakcie rozmowy z prezesem Andrzejem Kuciem. Przede wszystkim nie chcieliśmy działać pochopnie. Priorytetem zimą stało się znalezienie młodych, perspektywicznych zawodników oraz odbudowanie pozycji singlowych. Planowaliśmy odbudować lewą stronę boiska, a w tej chwili mamy nadmiar zawodników w tym sektorze boiska. Przyszedł Hubert Kąca z Mrozów, który motorycznie już jest na naszym poziomie, a taktycznie będzie jeszcze się uczył. Ściągnęliśmy Czarka Mitasa, który potrzebuje czasu, żeby przestawić się na inną specyfikę treningów. Transferem last minute było odzyskanie Bartka Malesy, który pomógł w odbudowaniu środka pola. Nie chcieliśmy na siłę rozbudowywać drużyny. Celowaliśmy w transfery jakościowe i perspektywiczne. Nie ma w piłce rzeczy niemożliwych, ale nasza grupa IV ligi jest mocno zróżnicowana pod względem poziomów. Są zespoły słabsze, które będą dostarczać punktów czołówce. Odrobienie kilkunastu punktów jest możliwe matematycznie, ale jest nieosiągalne. Pamiętam jak było w ostatnich moich pracach – w Legionovii wygraliśmy 15 meczów pod rząd, mieliśmy 9 punktów straty, a żeby było śmieszniej zaczęliśmy wiosnę od porażki. Podobnie było w Motorze Lublin, z którym odrobiliśmy 14 punktów straty, ale do awansu zabrakło nam dwóch. W obu przypadkach czołówka miała z kim gubić punkty. W Mazovii nie ma obecnie ciśnienia, żeby coś zrobić już teraz, ale musimy wykonać pracę, aby przygotować podwaliny pod zespół, który w przyszłym sezonie będzie mógł celować w taką liczbę punktów, żeby zimą być w grze o awans. Należy też pamiętać, że w IV lidze zawodnicy pracują, a w Legionovii czy Motorze była szansa na przeprowadzenie dwóch treningów dziennie o dowolnej porze. Mazovia to zespół typowo amatorski. Chodzimy do pracy i wieczorem spotykamy się na treningach. Od października pracujemy w ciemnościach. Fatalnie to znosiłem, ale udało się to przetrwać. Mocarstwowych planów nie można snuć. Zawodnicy Mazovii doceniają pracę, którą zrobiliśmy i podkreślają, że szkoda, iż nie spotkaliśmy się trzy lata temu, bo byliby trzy lata młodsi. W kalendarz nikomu się nie powinno zaglądać, ale regeneracja po całym dniu pracy i treningach z każdym rokiem jest trudniejsza.

Czy okienko zimowe to był pierwszy etap rewolucji? Czy latem podejmie pan kilka trudnych decyzji związanych z pożegnaniem zawodników ze starej gwardii?

Należałoby zacząć od genezy mojego przyjścia do Mazovii. Rozmawiałem z prezesem we wrześniu ubiegłego roku. Prezes widział, że drużynie nie idzie i chciał zareagować, ale czekał na decyzję trenera. Robert Gójski później sam do mnie zadzwonił, wiedząc, że mieszkam 13 kilometrów od klubu i spytał, czy mogę pomóc. Do świąt Mazovii zostało wtedy pięć meczów i finał pucharu OZPN. Gdyby zdarzyły się porażki to miński klub mógłby nie znaleźć się w strefie drużyn walczących o udział w scentralizowanej IV lidze. Na szczęście wygraliśmy wszystkie mecze. W styczniu ustaliliśmy z prezesem, że wyrzucenie połowy kadry i ściągnięcie na ich miejsce nowych zawodników jest bez sensu. Z prezesem ustaliliśmy, że robimy kosmetykę. Zimowe okno jest trudne i drogie. Mało zawodnikom kończy się kontrakt. Zazwyczaj do wzięcia są piłkarze, którzy w innych drużynach nie sprawdzili się. Latem również nie należy oczekiwać rewolucji. Żeby kogoś pożegnać najpierw musimy znaleźć kogoś lepszego na jego miejsce, a to wcale nie jest takie łatwe.

Zimą odeszli z Mazovii zawodnicy, którzy byli rezerwowymi i nie mieli wielkich szans na regularną grę. Jednym z piłkarzy, który był na wylocie był Ihor Krasznewśkyj. Gość wziął się jednak za sobie. Mam swoje kryteria i nie oszukuję zawodników. Na pozycji numer dwa nie mógł grać, ponieważ nie umiał bronić. Dostrzegłem w nim jednak potencjał ofensywny. Ihor ma wady, z którymi walczymy, ale i ma mnóstwo zalet. W jednym ze sparingów potrafił z piłką dojechać do narożnika szesnastki, zrobić zwód do środka i później przeprowadzić piłkę na swoją połowę do stoperów. Łapałem się wtedy za głowę, zastanawiając się, co on robi. Początkowo nie miał dobrych notowań, ale swoją postawą zapracował na pozycję. To przykład dla innych chłopaków, że można z piłkarza odstawionego przebić się do pierwszej jedenastki.

Czy kadra Mazovii jest obecnie właściwie zbalansowana?

Tak jak mówiłem mamy taki pomysł, żeby najpierw znaleźć nowego piłkarza, a dopiero potem to porządkować. Trzeba też przyznać, że mamy wąską kadrę. W tej chwili mamy 19 zawodników z pola trenujących w pierwszym zespole. Zawsze dobieram kogoś z drugiego zespołu, żeby na treningach jakoś to wyglądało. Dla młodego chłopaka z rezerw to jest wyróżnienie, bo zobaczy jak to wygląda od środka, zawsze mu coś podpowiem, więc to jest dobra sprawa. Jeżeli chodzi o młodzieżowców to mamy ich ośmiu. Wcześniej było 3-4, a reszta to starsi zawodnicy. Trochę młodej krwi więc wpuściliśmy do drużyny. Kadrę Mazovii trzeba jednak rozszerzyć, bo jest zbyt wąska.

Do kadry już po restarcie rozgrywek dołączył nowy piłkarz z Ukrainy, czyli Pawło Ksionz.

Przed meczem z Wilgą robiłem wszystko, żeby go uprawnić. Rzadko tak robię, że ktoś dopiero co przyjechał, a już za chwilę gra w pierwszym składzie. Przez naszą trudną sytuację kadrową właśnie do tego doszło. Ksionz to jest piłkarz o innej jakości. Jeżeli ktoś zagrał choćby raz w reprezentacji Ukrainy, zagrał tyle meczów w Ekstraklasie ukraińskiej to nie może być piłkarzem z przypadku. Mam nadzieję, że jego umiejętności przełożą się także na innych zawodników, szczególnie młodszych. Będziemy szukać takich okazji. Prezesa Andrzej Kuć jest mocno zdeterminowany i nie może doczekać się awansu. Ja go jednak tonuję. Jednym meczem nie zrobi się awansu, a także jednym się go nie przegra. Trzeba było najpierw wiele spraw poukładać od strony organizacyjnej. Często powtarzam, że z małych rzeczy robią się wielkie rzeczy. Nie wystarczy wywiesić afiszu z napisem „My jesteśmy Mazovia”. Trzeba prostych rzeczy. Drukarkę, żeby przykleić kartkę z planem treningów czy składem, a nie napisaną ołówkiem. Trzeba zapewnić wi-fi, jednakowe koszulki treningowe. Mamy XXI wiek. Kupiliśmy sporo rzeczy, przy pomocy których możemy pracować. To już nie te czasy, że do roboty wystarczą trzy piłki i gwizdek. Nawet w IV lidze.

Część rzeczy mam swoich, jak na przykład wagę, która mierzy tkankę tłuszczową i tak dalej. Jesteśmy amatorskim zespołem, ale próbujemy pracować profesjonalnie. Latem będziemy iść w kierunku, aby nasze działania wprowadzić na wyższy poziom. Plusem Mazovii stało się to, że Mińsk Mazowiecki jest coraz lepiej skomunikowany z Warszawą. Zawodnik, który mieszka na Wilanowie może być 20 w minut w klubie. Kiedyś jechałby półtorej godziny i nie chciałby grać w Mazovii. Teraz to się zmieniło.

W regionie przez lata panowało przekonanie, że Mazovia wkrótce będzie mogła korzystać z własnego narybku, ponieważ w każdym roczniku będzie miała talenty pokroju Smugi, Grudzińskiego czy Noiszewskiego. Tak różowo jednak nie jest?

Mieliśmy dwa spotkania z trenerami, ponieważ w Mińsku Mazowieckim doszło do zawarcia porozumienia pomiędzy Mazovią a pięcioma klubami, UKS-ami, szkółkami, żeby zrobić jedną Mazovią. To dobry pomysł, żeby szkolenie usystematyzować, żeby było bardziej wartościowe. Na efekty przyjdzie jednak poczekać. W takiej aglomeracji jak Mińsk Mazowiecki talenty zawsze się znajdą. Czy będziemy pracować tak czy inaczej to zawsze ktoś się wybije. To że Noiszewski jest teraz w Legii to nie tylko zasługa Mazovii, ale i wielu dodatkowych treningów, między innymi w Delcie Warszawa.

Chcemy, żeby większość zawodników związać z klubem, ale i poprawić jakość szkolenia. Na wspomnianych spotkaniach z trenerami przedstawiłem swoją koncepcję. Czy ona będzie wprowadzona to nie zależy ode mnie. Myślę, że mam o tym pojęcie. Nie jest też tak, że z juniorów czy drugiego zespołu weźmiemy zawodników do pierwszej drużyny i zrobimy awans do III ligi. To gruba przesada. Poza tym nie wiem, czy jest takie miejsce w Polsce, czy na świecie, na jakimś sensownym poziomie, gdzie klub robi awanse samymi wychowankami.

Warto zrobić choćby to, że młodzieżowcy byli zawodnikami wychowanymi w akademii Mazovii. To jest realny cel, ale do zrobienia za jakiś czas. Prezes o tym wie, że ja się nie przywiązuję do tego czy ktoś urodził się w Mińsku Mazowieckim, czy w Warszawie. Musi jedynie spełniać moje kryteria co do przydatności do drużyny. Jeżeli je spełnia to mi jest obojętne jak wygląda i skąd pochodzi.

W Mazovii są głosy – jak w wielu klubach, w których szwankuje szkolenie – twierdzące, że my wszystko robimy dobrze, a wy nie korzystacie z tego. Nie korzystamy, bo nie jest to towar pierwszej jakości. Jak trenerzy grup młodzieżowych dostarczą kogoś do pierwszej drużyny to ktoś doceni ich pracę. Tak jest w wielu klubach. W moim poprzednim klubie było kompletne wariactwo. Jak ktoś się nie urodził w tamtym mieście to nie miał prawa grać. Potrzeba trochę czasu i spokoju. Z całym szacunkiem do chłopaków, ale jeżeli ktoś gra w siedleckiej okręgówce to nie może równać się z poziomem okręgówki warszawskiej. Wystarczy zagrać sparing, żeby się o tym przekonać. Można pojechać na turniej w stronę granicy, wygrać turniej, przywieźć puchar i świętować. Jakość tego pucharu jest jednak zupełnie inna niż czwarte miejsce w dobrze obsadzonym turnieju w stolicy.

Jeżeli w Mińsku Mazowieckim byliby tak dobrzy zawodnicy to już mieliby menadżerów, którzy wyciągaliby ich do klubów czy akademii klubów z wyższych lig. Niech każdy sobie odpowie, dlaczego tak nie jest.

Czy wizja wywalczenia awansu z IV do III ligi nadal napędza trenera z tak bogatym CV jak pan?

Ludzie kojarzą mnie trochę z innymi rzeczami niż praca w IV lidze. Do tej pory wszystkie medale, puchary, trofea chowałem w karton i ich nie wyjmowałem. Chyba przyszedł odpowiedni wiek, bo rozpakowałem pudła i zrobiłem muzeum w swoim biurze. Koszulki klubów, trofea, nawet z Siedlec mam statuetkę dla trenera roku z gali. Nie to, że wybieram się na emeryturę, ale obserwuję rynek. Jeżeli mam pod nosem klub z aspiracjami to chętnie w nim pracuję. Nie jestem trenerem na dorobku, który musi za wszelką cenę pracować w Ekstraklasie czy I lidze, bo już tam byłem. Jeżeli chodzi o piłkę seniorską to została mi już tylko Klasa B. To chyba najłatwiejszy krok, który będę mógł zrobić dla przyjemności na koniec przygody z piłką.

Rynek jest trudny, albo trzeba mieć menadżera, albo być w układzie. Nawet awans czasem nie wystarczy. Zrobiliśmy awans z Legionovią z III do II ligi, ale nie było tak, że Sasala chcieli wszyscy. Zdaję sobie sprawę, że mam pewną opinię w środowisku. Lubię postawić na swoim, lubię pewne rzeczy zrobić po swojemu. W wielu miejscach pokazałem, że znam się na tym co robię. Uważam, że zmieniłem nieco charakter. Jestem bardziej elastyczny niż kiedyś. Więcej rozmawiamy, wymieniamy argumenty, na przykład z prezesem klubu.

Nadal mam swoje zdanie. Często nie trzymam języka za zębami. Jest to spontaniczne, nie jest to oszukiwanie kogoś. Nie lubię zakłamywać rzeczywistości. Satysfakcją dla mnie jest to jak zespół zaczyna dobrze grać, jak to co robimy na treningach przekłada się na mecze. Zawsze powtarzam to chłopakom: fajny mecz, aż chcę mi się przyjść na kolejny trening, im też się chce. Jeżeli ja nie będę podchodził na 100% do pracy to jest to droga donikąd. Mamy zespół amatorski, ale staramy się pracować profesjonalnie. Mazovia to klub związany z moim powiatem, w którym mieszkam od 1997 roku. Wyremontowałem dom, tutaj mieszkają moje dzieci. Natułałem się już po Polsce. Nie mam szlabanu na wyjazdy, były dwie-trzy oferty z daleka, ale urodziła mi się córka i zostawienie kobiety z noworodkiem i dwójką małych chłopców 5- i 7-latkiem byłoby ciężkim tematem. Muszę zrobić coś dla rodziny. Dzieciństwo mojej najstarszej córki, już studentki, było takie, że taty wiecznie nie było, bo pracował na drugim końcu Polski. Nie powiedziałem też, że tak nie będzie za jakiś czas…

źródło i foto: własne

DODAJ KOMENTARZ

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;