czwartek, 25 kwietnia 2024r.

Marek Murmyło: W klubie nie ma miejsca na gwiazdorzenie

Rozmowa z prezesem WLKS Siedlce-Nowe Iganiem, Markiem Murmyło.

Jak to się stało, że znalazł się pan w WLKS?

Wszystko ma swój początek wtedy, kiedy moja firma poszukiwała do współpracy organizacji, które byłyby w stanie pomóc w zbiórce elektrośmieci. Pojawił się wówczas w ustawie o odpadach zapis, dzięki któremu mogliśmy odbierać elektrośmieci z nieprofesjonalnych punktów zbiórki. Punkty te mogły być zlokalizowane m.in. przy klubach sportowych. Pomyśleliśmy wówczas o LZS. Wstępne porozumienie podpisaliśmy z Krajowym Zrzeszeniem LZS i zaczęliśmy kontaktować się najpierw z mazowieckim klubami, a następnie rozszerzyliśmy kontakt na pozostałe województwa. Jednym z pierwszych który zareagował na naszą ofertę był WLKS Nowe Iganie. Po raz pierwszy pojawiłem się w klubie kilka lat temu. Później byłem zaproszony na zawody jako kibic, a następnie pojawiałem się tam jako przedstawiciel sponsora, tj. firmy Eco Harpoon Recycling. Kolejne miesiące to zaproszenie najpierw do zarządu, a później do jego prezydium. Od tego momentu zacząłem z tym klubem się utożsamiać, gdyż widziałem tu miejsce dla siebie. Oczywiście nie myślałem o fotelu Prezesa Zarządu, dlatego gdy otrzymałem propozycję objęcia tej funkcji było to dla mnie dużym zaskoczeniem. Tym większym, gdy dowiedziałem się, że na osobistą prośbę ówczesnego Prezesa Zarządu śp. Zygmunta Wielogórskiego zostało ono zwołane kilka miesięcy wcześniej. Zgodziłem się, ponieważ zdążyłem się z tym klubem zapoznać, poznałem również wszystkich członków zarządu, kadrę trenerską i pracowników administracyjnych. Wiedziałem, że można z nimi coś zrobić, że można wprowadzić zmiany, które pozwolą bezpiecznie zakotwiczyć w XXI wieku. Ponadto doskonale znałem Dyrektora Biura WLKS, człowieka, który wie o tym klubie wszystko, który jest w tym klubie od momentu powstania. Oczywiście mówię o Stefanie Długoszu. Przed ostatecznym wyrażeniem zgody, zapytałem go, czy jeśli ja przyjmę tę propozycję to on będzie dalej Dyrektorem Biura. Potwierdził, więc nie wahałem się, bo wiedziałem, że będę miał w nim duże wsparcie. Mieszkam sto kilkadziesiąt kilometrów od Siedlec, więc mój kontakt nie jest aż tak utrudniony, w końcu jest XXI wiek, ale w przypadku zarządzania taką firmą, jaką jest ten klub sportowy, oprócz zdalnych kontaktów, niezbędna jest w miarę częsta obecność w Siedlcach. Zaplanowałem sobie, że na początek co drugi tydzień cztery dni spędzę w klubie. Muszę poznać klub, ludzi i w ogóle wszystko od środka po to, aby określić, co chcę zmienić i jak ma wyglądać jego przyszłość. Wdrażam się i mam nadzieję, że wspólnie osiągniemy sukces. Byłem na spotkaniu u pana Starosty, Prezydenta Miasta Siedlce, Wójta Gminy i Dyrektora Delegatury Urzędu Marszałkowskiego. Rozmawialiśmy o przyszłości tego klubu. Wszyscy się ze mną zgadzają, że WLKS to klub z tradycjami i możliwościami., i że warto w niego inwestować, choćby po to, aby w przyszłości wykreować następców takich gwiazd sportu jak: Lidia Chojecka, Dominika Misterska czy Marcin Dołęga. Poznałem ich i wiem, że zawsze będą pamiętać, gdzie stawiali swoje pierwsze sportowe kroki. Obecnie młodzi zawodnicy to też już duży potencjał klubu. Warto w tym miejscu wymienić Wiktorię Wróbel, Olgę Niedziałek, Martynę Dołęga, Łukasza Niedziałka czy też Patrycję Gil i Patryka Kostrzewskiego. Z takim wsparciem warto było przyjąć tę funkcję, dlatego tu jestem.

Miał pan okazję poznać śp. prezesa Wielogórskiego? Jak pan będzie Go wspominał?

Wiem, że ludzie będą mnie do niego porównywać, ale jesteśmy zupełnie inni. Na pewno poprzeczka jest wysoko zawieszona. Gdyby trzymać się porównań związanych z ulubioną dyscypliną sportu śp. Zygmunta, to zrobię wszystko, by ten zawieszony przez Niego gryf nie opadł niżej. Zygmunta znałem kilka lat, rozmawiałem z nim wielokrotnie, nawet jak już był bardzo chory. Z perspektywy czasu widzę, że zadawał mi takie pytania jakby chciał, abym zajął jego miejsce. Pytał o moją wizję klubu, zmiany jakich bym dokonał. Byłem członkiem prezydium, ale nigdy nikt nie proponował mi tej funkcji, a poza tym był przecież nadal prezesem. To był człowiek oddany sportowi i społeczeństwu. Człowiek, który stworzył ten klub. Miał legitymację nr 1 WLKS. Był doskonałym negocjatorem i rozjemcą, sprawnie gasił każdy spór i zarządzał bez konfliktów. Był bardzo dobrym i powszechnie szanowanym człowiekiem. Niesamowita, niepowtarzalna postać, której nigdy nie będę starał się naśladować, bo każdy z nas jest inny ale mocno wierzę, ze będę w stanie przynajmniej mu dorównać.

Nazwał pan klub firmą to jest bardzo trafne stwierdzenie. Jest kilka branż, różne dyscypliny, nie jest łatwo zarządzać WLKS, ponieważ każda dyscyplina potrzebuje uwagi i wsparcia w innych aspektach.

Dzisiaj klub sportowy to fabryka, która zatrudnia ludzi. Sportowcy są jak pracownicy. Oni nie będą przychodzić do nas przez kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat i pracować za marne pieniądze, gdyż w międzyczasie założą rodziny, którym będą musieli zapewnić utrzymanie. Nie da się dzisiaj pogodzić pracy z profesjonalnym uprawianiem sportu. Młody człowiek musi wybrać co chciałby w życiu robić. Jeżeli zdecyduje się na sport, to my – zarząd musimy zrobić wszystko aby zapewnić mu dobre warunki do uprawiania sportu, oraz godziwe warunki do życia dla niego i jego rodziny.

Może później zostaną w klubie i wytrenują swoich następców?

Może, a poza tym to ich zawód. Miejmy tę świadomość, że człowiek skończy 40 lat, nie będzie uprawiał sportu i zderzy się z rzeczywistością. Lidia Chojecka, wspaniała sportsmenka, dzisiaj jest trenerką i ma wśród podopiecznych niesamowity talent, Wiktorię Wróbel, która zdaje sobie z tego sprawę i wierzę, że podejmie jedynie słuszną decyzję. Jaką? Nie powiem, ale rozmawialiśmy już o tym z nią i jej trenerką. Za rok matura, później studia. Ta młoda dziewczyna już dziś musi stanąć przed wyborem. I teraz jeśli wybierze tak, jak my chcemy, to my musimy jej tę przyszłość zapewnić, nie możemy jako klub jej zawieść.

Odkąd jest pan w prezydium to do klubowej tradycji weszły spotkania z medalistami, na których wręczane są koperty. Niby drobiazg, ale na pewno cieszy młodych zawodników i pokazuje im, że wyrzeczenia nie idą na marne.

Tak, na pewno cieszy. Musimy nagradzać za dobrą pracę. Dobre słowo nie wystarczy. To działa mobilizująco na innych sportowców. Zobaczą, że warto się poświęcić, że coś z tego mogą mieć. Wmawiali nam kiedyś w młodych latach, że trenuje się dla idei. To już nie działa w XXI wieku. Państwo tego nie da, po to my jesteśmy, by to zapewniać. I wtedy możemy wymagać. Jeśli sportowiec musi martwić się o pieniądze na przejazd, na odżywki, to nie osiągnie wyniku. Musi mieć komfort, a nie może myśleć, czy będzie miał gdzie spać na zawodach. Od tego jesteśmy my.

Mówi pan o zmianach w klubie. Czy poprzedzi je audyt?

Ja już powoli się do tego przygotowuję. Nie chce być zrozumiany tak, że chce robić rewolucję. Klub wymaga pewnych zmian w sferze administracyjnej i sportowej. Wymaga dofinansowania i remontu oraz modernizacji pomieszczeń np. w wyposażeniu ich w system klimatyzacji. Proszę sobie wyobrazić zapasy w temperaturze plus 30°C. Tego nie wytrzymają ani kibice ani zawodnicy. Może to i drobiazg, ale jakże ważny dla wszystkich. Dowiedziałem się, że lekkoatleci korzystają ze stadionu miejskiego i trzeba płacić za każdego uczestnika, który na nim trenuje. Dlaczego? Klub jest przecież położony w mieście Siedlce. Wiem, że nie zmienimy tego od razu, ale na pewno podejmę działania, aby było inaczej. Klub również musi mieć odpowiedni standard pomieszczeń sportowych i biurowych i socjalnych. Przecież tam na zawody, czy ważne rozmowy przyjadą kibice i goście, którzy będą namawiani do wsparcia WLKS. Nikt nie da pieniędzy klubowi, gdzie nie widać porządku, gdzie jest stary i przestarzały sprzęt. Nikt nie zainwestuje w klub, który nie emanuje nowoczesnością i niemal okrętowym klarem. Musimy pamiętać o starej maksymie: „jak cię widzą, tak cię piszą”.

Dzisiejszy sport, sport XXI wieku ma kojarzyć się z czymś pięknym i czystym. Z taką misją tu przyszedłem, takie jest moje, może zbyt wyidealizowane marzenie. Zapowiedziałem na początku, że po roku poddam się weryfikacji, by oceniono, czy to co robię jest dobre, a przede wszystkim czy ma sens. Nie chcę być figurantem, malowanym prezesem. Uważam, że moje doświadczenie, oraz wsparcie bardzo dobrych współpracowników, działaczy, trenerów i zawodników ułatwią realizację tych celów.

Część życia spędził pan w wojsku. Czy taki wojskowy rygor chciałby pan wprowadzić w klubie?

To niełatwe, wręcz niemożliwe, aby przetransferować zasady wojskowe do sportu w cyklu jeden do jednego. Jednak pewne wojskowe wartości powinny i znajdą zastosowanie w tym klubie. Będzie to możliwe, gdy wszyscy zrozumiemy, że klub to my: obsługa techniczna, działacze, trenerzy i sportowcy. Nie można „gwiazdorzyć”, jesteśmy w jednym klubie, to określona społeczność, nie ma mniej lub bardziej ważnych. WLKS to nasze wspólne dobro i mienie mienie, to drugi dom, szkoła młodych zawodników, którzy spędzają w nim znaczną część doby. Dryl wojskowy nie, ale dobre zasady tak. Trzeba ze sportowcami rozmawiać, wydawać nie rozkazy, a polecenia.

 

źródło i foto: własne

DODAJ KOMENTARZ

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;