Takich rozstrzygnięć jakie miały miejsce w sobotę i niedzielę żaden z siedleckich sympatyków SKK się nie spodziewał. A jednak nasi koszykarze przegrali oba mecze z MKS Dąbrowa Górnicza i znaleźli się w fatalnej sytuacji przed kolejną (-ymi) konfrontacją (-ami).
Jeszcze nie opadły emocje po meczach I rundy play-off pomiędzy SKK Siedlce a MKS Dąbrowa Górnicza, a w najbliższy weekend trzeba będzie się sprężyć na kolejne starcie (-a), tym razem na terenie rywala. Jeśli zespół SKK Siedlce, chce przedłużyć szanse na udział w dalszej części play-off, musi wygrać dwa mecze w Dąbrowie.
Po tym co kibice oglądali w miniony weekend, optymistów brak, no może kilka osób i to takich na siłę… Bo jak mają się tacy znaleźć, gdy ma się w pamięci mizerne poczynania swoich pupili z soboty i niedzieli. Po zajęciu znakomitego drugiego miejsca na zakończenie rozgrywek zasadniczych, przyszło chyba samozadowolenie. Wydawało się, że przewaga własnego parkietu w zupełności wystarczy, by pokonać podopiecznych Wojciecha Wieczorka i jechać na Śląsk w wybornych nastrojach. „Aaa tam, jesteśmy mocni u siebie to wygramy”. Rzeczywistość okazało się zgoła inna, można rzec brutalna. Dąbrowianie po nie tak dawnej ligowej przegranej w Siedlcach odrobili pracę domową i po weekendowym dwumeczu zasłużyli na wysoką ocenę. Bardzo dobra gra w obronie, świetne kierowanie zespołu przez 19-letniego Grzegorza Grochowskiego, doświadczenie Pawła Zmarlaka, Łukasza Szczypki oraz talent Michała Wołoszyna (ekstraklasa się kłania) okazał się być wystarczający. Przestrogą dla SKK mogły być niezłe mecze zespołu MKS w ostatnich tygodniach. Zlekceważenie tego okazało się bolesne. Przy tak wyrównanej lidze, jak to miało miejsce w obecnym sezonie, kolejność w tabeli mogła być zupełnie inna i to nasz rywal mógłby znaleźć się w czubie. Po ostatnich kolejkach, tabela ułożyła się tak jak się ułożyła. Każdy wiedział, że MKS to trudny i niewygodny przeciwnik. Czy nasi gracze nie podeszli zbyt pewnie siebie do tej konfrontacji? Najbardziej na pokonaniu Dąbrowy zależało Radosławowi Basińskiemu, który przed rokiem reprezentował barwy MKS. I było widać, że harował na parkiecie za dwóch. W sobotę dzięki jego kapitalnej dyspozycji, o mało nie doszło do dogrywki. A reszta koszykarzy miała różne momenty… Marnym tłumaczeniem byłoby patrzenie na nieobecność Michała Przybylskiego, bo wiemy, iż jest to ważne ogniwo, ale nie może być tak, że absencja jednego zawodnika wpływa na poczynania całej drużyny. Ci co pamiętają, niech przypomną sobie finałowy mecz w turnieju barażowym w Pleszewie kiedy to każdy skreślił już SKK twierdząc, że nie masz szans w „jaskini lwa” (czyt. u gospodarzy, Open Florentyna), tym bardziej, że nasz zespół pojechał w mocno okrojonym składzie.
Wartość zespołu po takim ciężkim sezonie wychodzi w play-offach. Czy to znaczy, że SKK jest tak słaby, a 18 wygranych w sezonie było dziełem przypadku? Oczywiście, że nie! Tylko trzeba potwierdzić tę klasę właśnie w decydującej fazie, bo inaczej historyczne osiągnięcie klubu (2 miejsce po rozgrywkach zasadniczych) zostanie przyćmione kiepską postawą w play-offach. Nikt nie wymaga od naszych koszykarzy od razu awansu do ekstraklasy, ale przydałoby się zakończyć sezon w przeświadczeniu, że zrobiło się wszystko co tylko możliwe. A jak dotychczas zaledwie jedna kwarta (ostatnia z sobotniego meczu) na osiem była taka jakiej byśmy sobie życzyli. No może jeszcze kilka momentów z niedzielnego meczu zasługuje na uwagę.
Było kilka gorzkich słów, teraz trochę optymistycznego spojrzenia, bowiem jeszcze nie wszystko stracone. Można odwrócić losy konfrontacji, ale pytanie czy sami koszykarze w to wierzą. Bo jeśli nie, to wyprawa do Dąbrowy Górniczej może okazać się jedynie „wycieczką”. Zostaje kilka dni, by odbudować się psychicznie. W MKS każdy liczy na to, że dwa mecze (a może nawet jeden) wystarczą by ograć SKK i znaleźć się w półfinale. Dlaczego by nie sprawić niespodzianki (tym razem pozytywnej) i wrócić na piąty decydujący mecz do Siedlec. Nic nie stoi na przeszkodzie. Wszystko zależy od głowy i poprawienia tego co było złe. Kibice byli rozczarowani postawą swoich pupili w ten weekend. Sami koszykarze na pewno też czują, że zawiedli. Muszą sobie przypomnieć swoje najlepsze mecze z rundy zasadniczej, chociażby te ze Startem Gdynia u siebie, z Rosą Radom na wyjeździe czy ze Zniczem Pruszków. Trzeba zagrać konsekwentnie w obronie, spokojnie w ataku (bez „podpalania się”) i przede wszystkim ma grać drużyna, a nie każdy sobie. Miejmy nadzieję, że obudzi się w koszykarzach sportowa złość i pokażą, że potrafią grać na przyzwoitym poziomie. Wygrać dwa mecze w Dąbrowie Górniczej – to najbliższy cel. Niemożliwe? W sporcie wszystko jest możliwe. Niech nasi koszykarze udowodnią to za tydzień.
źródło: własne; foto: Maciej Sztajnert