Siedlecki Klub Koszykówki po rocznym rozbracie z I ligą, znów zawita na zaplecze Tauron Basket Ligi. Prześledźmy krok po kroku jak do tego doszło.
O poprzednim sezonie (2012/2013) w wykonaniu SKK, każdy kibic chciał jak najszybciej zapomnieć. Katastrofalna postawa w całych rozgrywkach, jak również gładkie 0:3 z Polonią Przemyśl w rywalizacji o utrzymanie się w I lidze nakłaniało do przemyśleń. „Odbudować zaufanie kibiców” – taka dewiza przyświecała Siedleckiemu Klubowi Koszykówki przed nowym sezonem, już w II lidze. Z wieloma zawodnikami w przerwie letniej się rozstano, kilku nowych-starych znów przywdziało żółte koszulki z logiem Jacka dźwigającego… pomarańczową piłkę. Prezes Roman Okliński głośno i wyraźnie mówił o radykalnym odmłodzeniu składu, co też zostało poczynione. Jedynym zawodnikiem powyżej 30 roku życia okazał się być kapitan Kamil Sulima, któremu powierzono także rolę drugiego (grającego) trenera. Powstał zespół będący mieszanką rutyny (wspomniany Sulima, Łukasz Ratajczak, Karol Dębski) z młodością (m.in. Rafał Sobiło, Marcin Nędzi, Aaron Weres).
Chociaż sparingi przedsezonowe kończyły się w różnych nastrojach (5 wygranych, 4 porażki), to nie można było zbytnio przywiązywać do nich wagi, bo to liga miała zweryfikować przygotowania oraz dobór zawodników. Pierwsze spotkania ligowe pokazały, że to może być udany sezon. Premierowe zwycięstwo z AZS AWF Kraków przed własną publicznością otworzyło pierwszą rundę. W drugiej kolejce SKK czekał trudny mecz wyjazdowy z Księżakiem. Po zażartej walce udało się pokonać w Łowiczu jeden z zespołów, który miał chrapkę na znalezienie się w czołowej ósemce ligi. 120:59 takim rekordowym wynikiem zakończyło się następne starcie SKK, a na pożarcie rzucony został… Sokół z Ostrowi Mazowieckiej. Kiedy siedlecka drużyna pokonała następnie nieobliczalnego Tura Bielsk Podlaski, wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Dobrze w tym okresie prezentował się rzucający i zbierający Karol Dębski, wspomagał go Łukasz Ratajczak, a umiejętnie kreował grę Dawid Neumann.
Tymczasem przyszła „wpadka” w Radomiu. Rezerwy ekstraklasowej Rosy dość wysoko (79:60) odprawiły z kwitkiem zespół Wiesława Głuszczaka, a na domiar złego kontuzji nabawił się Neumann. Pocieszeniem w tym czasie były wygrane mecze pucharowe: najpierw z Polonią Warszawa, a następnie z I-ligowcem, Startem Lublin. A wracając do ligi, nieprzewidywalny przez uniwersalność poszczególnych graczy MKS Skierniewice dostał porządne lanie na naszym parkiecie (90:59), a w Krakowie została powstrzymana (zwłaszcza w drugiej połowie) Wisła. Nawet przegrana w trzeciej rundzie Pucharu PZKosz z Polfarmexem Kutno nie zachwiała równowagi koszykarzy SKK, którzy już do końca 2013 roku nie zaznali goryczy porażki w potyczkach ligowych. W pokonanym polu zostawili kolejno: grający dobry sezon AZS AGH Kraków, mocny szczególnie u siebie KS Piaseczno, dobrego znajomego z I ligi – UMKS Kielce (życiowy mecz Marcina Nędziego) i Pułaskiego w Warce (po zaciętej do końcowej syreny walce). Ostatni zeszłoroczny mecz miał się odbyć na hali AZS AWF w Krakowie, ale zważywszy na to, że drużyna wycofała się z rozgrywek, przyznano walkower. Rok 2013 kończył się dla SKK bardzo pomyślnie – z bilansem 11 wygranych, zaledwie jednej przegranej i prowadzeniem w tabeli z 2 punktami przewagi nad UMKS i Księżakiem. Siedlecki zespół wielokrotnie dominował na obu „deskach” (Dębski, Ratajczak i Nędzi), naprzykrzając się rywalom w tym elemencie gry. Nie można też zapomnieć o silnym obwodzie (Sulima, Weres, Sobiło). Im sezon się rozkręcał, tym bardziej rozkręcał się Rafał Sobiło, który miał w najbliższym czasie z powodzeniem zastąpić na „jedynce” Neumanna. Na pozycji centra Tomasza Gałana podmienił Kamil Gawrzydek, ale na swój występ w barwach SKK musiał jeszcze poczekać.
Nowy rok rozpoczął się jednopunktowym zwycięstwem z łowiczanami (przesądziła „trójka” Sobiły). Niecodzienny wyczyn, jakim jest triple-double w wykonaniu Kamila Sulimy, w dużej mierze pozwolił ponownie pokonać Sokoła, ale trudniejsze mecze miały dopiero nadejść. Ich zapowiedzią było spotkanie w Bielsku Podlaskim. Mimo straty 15 punktów, gracze SKK potrafili odwrócić losy spotkania na tyle, by zagrać koncertowo w dogrywce i zainkasować 2 punkty. Rewanż z Rosą II zawodnikom SKK także się udał, ale już w Skierniewicach nie było do śmiechu. Szczególnie po przerwie, gdy gospodarze nic sobie nie robiąc z 17 punktów straty doprowadzili do dogrywki, którą wygrali przyczyniając się do drugiej porażki siedleckiego teamu w sezonie. Następnie przyszły mecze z krakowskimi drużynami (Wisła i AZS AGH). Obie potyczki kończyły się na korzyść naszej drużyny. W tej drugiej wydatnie do wygranej przysłużył się Ratajczak (31 punktów). Do rozegrania w rundzie zasadniczej pozostawały trzy mecze, ale już wtedy wiadomo było, że SKK zajmie po jej zakończeniu pierwsze miejsce. Tajemnicą pozostawał rywal w I fazie play-off. Wydawało się, że będzie nim klub z Piaseczna, który w Siedlcach został zdominowany rzutami za 3 (szesnaście takich trafień!), ale jak się później okazało, na finiszu podwarszawską ekipę wyprzedził Pułaski Warka. Zanim do tego doszło siedlczanie doznali porażki numer 3 w Kielcach (udany rewanż UMKS; nie pomogły 33 pkt Sulimy) oraz porażki numer 4 – wręcz sensacyjnej, bo pierwszej na własnym parkiecie i to z zespołem z dolnych rejonów tabeli. Zdobywcą siedleckiej twierdzy okazał się wspomniany już wcześniej Pułaski, który dzięki tej wygranej rzutem na taśmę zapewnił sobie awans do play-offów.
Pierwszy mecz w ćwierćfinale z Pułaskim był zgoła odmienny od tego ligowego. Dominacja nad przeciwnikiem była bezsprzeczna i przyniosła deklasację. Do szczęścia (czyt. awansu do kolejnej fazy) potrzebne było zwycięstwo SKK w Warce, a to podobnie jak to ligowe sprzed kilku miesięcy, nie przyszło łatwo. Grunt, że niesamowity Aaron Weres miał swój dzień (29 punktów) i półfinał stał się faktem. A w nim rywalem naszej drużyny okazał się być nieobliczalny MKS Skierniewice. Co ciekawe oba mecze kończyły się identycznymi wygranymi SKK w stosunku 80:70, ale jak trudno one przyszły, to najlepiej wiedzą chyba sami gracze naszej drużyny. Skuteczną bronią okazywały się rzuty zza linii 6,75 m, które skutecznie gasiły zapędy rewelacyjnego MKS-u. Ostatnim krokiem do pełni szczęścia było wygranie finałowej batalii z UMKS Kielce. Siedlczanie mieli ten komfort, że do finału dotarli rozgrywając tylko po dwa mecze w kolejnych fazach, podczas gdy przeciwnik potrzebował aż sześciu spotkań (po trzy w ćwierćfinale i w półfinale), by się w nim znaleźć.
Siedleccy koszykarze wykorzystali przewagę własnego parkietu, chociaż zwycięstwo rodziło się w bólach. W zasadzie to UMKS lepiej się prezentował (nawet mimo kontuzjowanego podstawowego centra Jakuba Dryjańskiego), a zadanie miał poniekąd ułatwione, bowiem ogromna presja jaka ciążyła na podopiecznych Wiesława Głuszczaka usztywniła ich. Na całe szczęście gospodarze pokazali więcej wyrachowania w końcowych fragmentach meczu. Na drugi mecz, tym razem w Kielcach, gracze z Siedlec pojechali bez zbytniego obciążenia, bowiem zawsze pozostawało trzecie starcie na własnym terenie. Mimo to, nie doszło do niego, gdyż rywalizację udało się zakończyć w stolicy województwa świętokrzyskiego. – Zagraliśmy z zębem, ale też bardzo rozsądnie i rozważnie. Każdy z zawodników SKK był dziś w stanie zapunktować i każdy dołożył swoją cegiełkę do wygranej. Nawet gdy gospodarze zbliżali się do nas punktowo, to nasz spokój w kończeniu akcji był bezcenny – tak podsumował ostatnie i jakże ważne spotkanie w sezonie 2013/2014 w II lidze, gr. C opiekun SKK. Nieśmiałe zapowiedzi o szybkim awansie do I ligi stały się faktem. W jakże innym stylu, w porównaniu z tym, w którym siedlecki zespół opuszczał I ligę, znów do niej powrócił.
źródło: własne; foto: Maciej Sztajnert (6)