Rozmowa z Arkadiuszem Mazurkiewiczem, trenerem SMKK Siedlce.
Jednym z ważniejszych wydarzeń 2019 roku było to, że seniorska koszykówka nie umarła.
Koszykówka nadal żyje i mam nadzieję, że przetrwa. Zdarzyła się sytuacja, że na mapie nie było ani ekstraklasy, ani pierwszej, ani – co było dla mnie dużym zaskoczeniem – drugiej ligi. Grupa dziewczyn trenowanych przeze mnie z różnych roczników, począwszy od 1983, zebrała się i zaraziła mnie swoim pomysłem. Na pierwszy trening przybyło około 30 dziewczyn. Nie muszę nikogo przekonywać, że był duży młyn. Zazwyczaj działam pod wpływem emocji i tak było tym razem. Na gębę podjęliśmy decyzję, że gramy. Bez zaplecza finansowego i sportowego.
Pierwszy mecz II ligi przy szczelnie wypełnionej hali udowodnił, że praca wykonana w krótkim czasie miała sens.
Naszym pierwszym rywalem był stołeczny Ursus, który przypominał MKK z pierwszych lat, kiedy oprócz naszych dziewczyn mieliśmy zawodniczki z innych miast, które mogły pochwalić się doświadczeniami ekstraklasowymi lub I-ligowymi. Pomimo wysokiej porażki potrafiliśmy nawiązać walkę. Umiejętności połączone z serduchem pokazały, że można. Dziewczyny grające w SMKK mają swoje obowiązki zawodowe, nie zawsze mogą uczestniczyć we wszystkich treningach, ale pracują indywidualnie według rozpisek. Naszym problemem jest brak zgrania. Pozostali II-ligowcy to albo mocne zespoły juniorskie wzmocnione ogranymi dziewczynami, albo drużyny blisko współpracujące z klubami z ekstraklasy. Jeżeli brakuje zgrania to serducho musi być podwójne. Tak jak u Owsiaka.
Po informacji, że SMKK wystartuje w rozgrywkach otrzymałem wiele telefonów od dziewczyn z doświadczeniem w ekstraklasie i I lidze z innych miast, które chciały przyjść nas wspomóc. To nie jest blef. W związku z tym, że zaufaliśmy naszym dziewczynom, to nie mogłem ich zawieść. Jak na razie dotrzymujemy danego im słowa.
Czy Siedlce mają taki potencjał, aby własnym szkoleniem dojść do poziomu choćby I ligi?
Tak, ale to musiałaby być drużyna złożona z co najmniej czterech roczników. Dodatkowo po drodze inny klub nie mógłby zabierać wyróżniających się zawodniczek, jak ma w zwyczaju klub z Sokołowa Podlaskiego. Możliwe, że w ostatecznym rozrachunku zabrakłoby wisienki na torcie. Uważam, że nasze dziewczyny odpowiednio przeszkolone i uzupełnione 2-3 wartościowymi dziewczynami z zewnątrz mogłyby z powodzeniem rywalizować na poziomie I ligi. Najważniejsze jest szkolenie od podstaw, które obecnie próbujemy realizować.
Jaki wynik sportowy zadowoli pana w drugiej rundzie?
Sam start w rozgrywkach to już duży sukces. Każdy mecz to sukces. Mimo to nie tak powinna wyglądać pierwsza kwarta z Aleksandrowem Łódzkim czy mecz w Nowej Wsi. Nie można takiej gry tłumaczyć tym, że wysypała nam się podstawowa centerka Klaudia Rusinek, która jest już po operacji i w tym sezonie nie pojawi się na parkiecie. W drugiej rundzie, o miejsca 7-12, będą teoretycznie słabsze zespoły, ale to tylko teoria. Chciałbym wygrać wszystkie mecze u siebie i coś urwać poza domem. W praktycznie każdym meczu wyjazdowym nawiązywałyśmy walkę z rywalkami, a o porażkach decydowały detale, proste błędy, słabość w końcówkach spotkań.
Czy dopuszcza pan powtórkę z historii, że SMKK przy przewidywanym rozwoju pójdzie drogą MKK, który kończył jako team niemal w 100% eksportowym?
Człowiek uczy się na błędach. Proporcje powinny być odwrotne. Podstawą musi być stabilna sytuacja finansowa. Nie może być tak, że mamy milion złotych i pchamy się do ekstraklasy, żeby tam być czerwoną latarnią. Ludzie chcą oglądać zwycięstwa swoich, a nie obcą klasę rozgrywkową, nawet najwyższą. Ponadto miejscowe zawodniczki stanowią przykład dla młodzieży trenującej w klubie. W perspektywie 5-6 lat chciałbym, żeby SMKK doszedł do I ligi na bazie wychowanek. Wtedy będzie można dokooptować 3-4 zawodniczki na newralgicznych pozycjach.
Nie znamy się od wczoraj, więc wiem, że ma pan swoje ambicje i II liga ich z pewnością nie zadowala.
Mam wysokie ambicje. Dawno mnie koszykówka nie rajcowała tak jak teraz. Doświadczenie samorządowe zdobyte w ciągu 12 lat pracy w Radzie Miasta i dla dobra mieszkańców bardzo mi pomaga. Wracam późno do domu, bo roboty jest mnóstwo. Chciałbym podziękować rodzicom zaangażowanym w nasze działania, sponsorom, których ujawnię po Nowym Roku. Kiedyś wejście w gminę było w sferze marzeń, a obecnie działamy na jej terenie. Poza tym pracujemy w ramach programu SMOK. Obecnie SMKK skupia tyle osób, że do największej Biedronki w Siedlcach przed świętami nie zmieścilibyśmy się.
Jakie ma pan życzenia na nowy rok?
Chciałbym – razem z prezes Anią Kropisz, radnym Grześkiem Chwedorukiem – podziękować rodzicom dzieci, trenerom: Bartkowi Ruckiemu ze Stoku Lackiego, Piotrkowi Krzemińskiemu z Elektryka i Michałowi Żmińczukowi, który mi bardzo pomaga w pracy z seniorkami. Życzę sobie i wam, żebyśmy wytrwali w zdrowiu. Ostatnie miesiące i tygodnie pokazały, że koledzy i koleżanki odchodzą za szybko. Bez marzeń nie da się żyć. Moim marzeniem jest to, żeby koszykówka ustała. Na razie funkcjonujemy dzięki pomocy rodziców i sponsorów. Mam nadzieję, że miasto też nam pomoże. Chciałbym, żeby za kilka lat historia powtórzyła się i do Siedlec ponownie zawitała najwyższa klasa rozgrywkowa.
źródło i foto: własne