piątek, 29 marca 2024r.

Wojciech Trochim: Jestem spełniony połowicznie

Wywiad z Wojciechem Trochimem, byłym piłkarzem Pogoni Siedlce, obecnie zawodnikiem Mazovii Mińsk Mazowiecki.

Mińsk Mazowiecki to twoje rodzinne miasto, do którego niedawno powróciłeś. Dlaczego zdecydowałeś się na taki ruch?

Odkąd odszedłem z Mińska zawsze powtarzałem, że będę chciał tutaj zakończyć karierę. Poukładałem sobie życie prywatne, rodzinne, dzieci mają szkołę w Mińsku. Mieszkam tu, gdzie się wychowywałem. Wszystko zmierzało ku temu. Nawet kiedy grałem w Pogoni Siedlce to mieszkałem w domu. W Mazovii jest fajny projekt, klub się rozwija. Myślę też, że od strony infrastruktury w najbliższym czasie coś się zmieni.

Czy utrzymujesz kontakt z kolegami z drużyny juniorskiej Mazovii, w której grałeś?

Nie tylko utrzymuję, ale nawet gram z nimi w drużynie. Michał Bondara, aktualny lider klasyfikacji strzelców, zaczynał ze mną w Mazovii. Do tego jest jeszcze Jarek Krajewski. Wielu nadal gra w formie rekreacyjnie i to cieszy.

Do 20 roku życia nie opuszczałeś Mazowsza, rodzinnych stron. Później przeniosłeś się na skraj Polski do Gdyni. Jak do tego doszło?

Nie było to łatwo. Miałem 19 lat, kiedy zdecydowałem się na transfer do Bałtyku. Kiedy grałem w Legii Warszawa miałem dwie oferty. Marek Jóźwiak poinformował mnie, że zainteresowany moją osobą jest II-ligowy wówczas Bałtyk Gdynia. Stwierdził, że według niego to odpowiedni klub do rozwoju w piłce seniorskiej. Zdecydowałem się na transfer, praktycznie cały rok grałem w pierwszym składzie. Po powrocie miałem oferty z Pogoni Szczecin za trenera Artura Płatka i Sandecję Nowy Sącz prowadzoną przez Mariusza Kurasa. Wybrałem Nowy Sącz i tak się ułożyło, że ułożyłem sobie życie prywatne w tym mieście. To było gdzieś zapisane.

Sądecczyzna wyjątkowo ci służyła. Czy to ze względu na charakter i pracowitość ludzi tam mieszkających?

W Nowym Sączu panuje niesamowity klimat do piłki nożnej. Ludziom tam mieszkającym nie brakuje charakteru. Klimat mi przypasował. Zaangażowanie na treningach stało na najwyższym poziomie. Podobnie było w Kolejarzu Stróże, w którym spędziłem udany sezon po odejściu z Zagłębia Lubin. Chciałbym, żeby w Mazovii było tak samo, choć na podejście zawodników do zajęć nie ma co narzekać. W Sandecji na treningach paliło się, nieważne czy kolega grał przeciwko koledze. Każdy walczył o swoje miejsce w składzie. To zaowocowało tym, że zrobiliśmy historyczny awans do Ekstraklasy. Tego mi nikt nie odbierze.

Jak wspominasz Stanisława Koguta, nieżyjącego już prezesa Kolejarza Stróże?

To był fantastyczny człowiek. Jeżeli powiedział coś to można było mieć pewność, że zostanie to zrobione. Nie wymigiwał się. Jego słowo znaczyło, że sprawa będzie załatwiona. Uczciwy, choć nerwowy. Ludzie mają różne charaktery. Temperament miewał ciężki, ale ja nigdy nie miałem z nim niesnasek. Zawsze życzliwie do siebie podchodziliśmy. Miałem może nieco łatwiej, ponieważ oddawałem serce na boisku i on to doceniał. Generalnie wspominam go bardzo miło i sympatycznie.

Druga kadencja w Sandecji Nowy Sącz. Czy to był twój najlepszy czas w sportowej karierze?

Na pewno jeden z najlepszych. Odchodziłem z Sandecji do Warty Poznań po bardzo dobrej rundzie, później w Wielkopolsce było równie dobrze. W 2012 roku byłem w jedenastce sezonu I ligi. Być może moje złe wybory klubów, kiepskie porady od agencji menadżerskiej sprawiły, że tego dobrego czasu nie przekułem na regularną grę w Ekstraklasie. Po prostu wybrałem źle i nie ma co tego rozpamiętywać. Takie jest życie piłkarza.

Dwa lata temu trafiłeś do KS Wiązownica. Wielu myślało, że powoli będziesz schodził z dużej piłkarskiej sceny, a jednak jeszcze zdołałeś wrócić do II ligi.

Sezon w III lidze miałem udany, choć byłem po ciężkiej kontuzji odniesionej w Chojnicach. Byłem po operacji przepukliny biodrowo-lędźwiowej. Miałem długą przerwę od piłki, przez pół roku po zabiegu odczuwałem ból. Kiedy czuje się dyskomfort to nie gra się na optymalnym poziomie. Takie jest życie. Trafiłem do III ligi. U trenera Marcina Sasala w KSZO strzeliłem kilkanaście bramek, co uważam za niezły wynik, biorąc pod uwagę pozycję, na której występuję. To jednak czwarty poziom rozgrywkowy i przesadnie się tym nie szczycę. Po odejściu z KS Wiązownica trafiłem do Pogoni Siedlce. Ciągnęło mnie coraz mocniej do domu, aby w Mińsku Mazowieckim zakończyć ciekawą przygodę. Karierę to robią chłopaki grające za granicą. Nie dostąpiłem zaszczytu wyjazdu. Miałem pewne opcje, ale to nie były kierunki godne uwagi. Jestem dumny, że mnóstwo spotkań rozegrałem na szczeblu centralnym. Połowicznie jestem spełniony. Myślę, że będzie jeszcze lepiej, kiedy za pół roku z Mazovią zrobimy awans do III ligi.

Jak wspominasz pobyt w Pogoni?

Początek sezonu był bardzo trudny. Od razu po transferze mówiłem wszystkim, że potrzebuję nieco więcej czasu, aby wrócić do optymalnej dyspozycji. Musiałem kondycyjnie się odbudować. Początki były ciężkie, były chwilę zwątpienia, ale mój zawzięty, nieco popieprzony charakter nie pozwolił mi odpuścić. Powiedziałem sobie, że nie po tyle lat pracowałem na swoje nazwisko, żeby przesiadywać na ławce rezerwowych. Nigdy nie trawiłem takiej sytuacji. Nie ukrywam, że przerwa zimowa została dobrze przepracowana z trenerem przygotowania fizycznego i ogólnie całym sztabem. Zdarzało się, że zostawałem po treningach z Maciejem Soroką i dostawałem w kość. Trener Damian Guzek wierzył we mnie i myślę, że go nie zawiodłem. Rundę rewanżową miałem bardzo dobrą. Generalnie mógłbym zostać w Siedlcach. Dziękuję za propozycję od zarządu i sztabu, ale podjąłem decyzję o powrocie do Mazovii. Podaliśmy sobie rękę, podziękowaliśmy za współpracę – tak to powinno wyglądać na każdym szczeblu. Kłótnie czy rozstawanie się w niezgodzie jest nikomu niepotrzebne. To naturalna kolej rzeczy w naszym zawodzie.

Rozstanie to jedno, a rozliczenie to drugie. Jak w twoim przypadku wygląda ta kwestia ze strony Pogoni?

Jestem rozliczony z prezesem Łukasz Jarkowskim i resztą zarządu. Wszystko jest załatwione.

Czy czas spędzony w Siedlcach pozapiłkarsko był trudny? W trakcie roku pojawiły się sytuacje, których żaden piłkarz nie chce przeżywać.

Były trudne chwile, każdy o tym wiedział. Wokół klubu działy się różne nieprzyjemne rzeczy. Byłem w radzie drużyn, więc byłem na bieżąco z problemami. Nowy zarząd mocno pracował na to, żeby klub stanął na nogi i żeby piłkarze mogli skupić się na graniu. Przez chwilę Pogoni groził upadek, później spadek, a na koniec byliśmy blisko barażów o I ligę. Szkoda meczu z Chojniczanką, ponieważ uważam, że należał nam się karny. Gdybyśmy go wygrali to może dalibyśmy radę wejść do barażów. Szacunek należy się wszystkim, którzy dołożyli cegiełkę do tego, żeby drużyna odpowiednio funkcjonowała. Nie było tak, że cały rok chodziłem szczęśliwy, ale koniec końców jestem zadowolony. Moim zdaniem nikt nie powinien powiedzieć, że transfer Trochima do Pogoni był niepotrzebny. Wręcz przeciwnie.

Czy piłkarze rywali spinają się na mecze z Mazovią, czy konkretnie grając przeciwko tobie, czyli zawodnikowi z przeszłością w wyższych ligach?

Jak każdy się napina na Legię, Raków czy Lecha w Ekstraklasie to tak samo każdy napina się w IV lidze na Mazovię. Rywale starają się podostrzyć grę. Zdarzyły się takie mecze, że ja, niemal wbrew sobie, odstawiałem nogę. Nikt nie chce w moim wieku doznać kontuzji i wylądować na stole operacyjnym. Czasem lepiej odpuścić. W naszej szatni jest sporo chłopaków, którzy gdzieś pograli w piłkę – Łukasz Broź, Pawło Ksionz, można tak wymieniać. Jest napinka na mecze z Mazovią, bo musi być. Widzisz chłopaka, którego oglądałeś w telewizji, więc podświadomość każe ci się spiąć. Jeżeli nie ma brutalności i złośliwości to nie mamy nic przeciwko. Lubię powalczyć i nieco ostrzejsza gra mi pasuje.

Na jednym z meczów zwróciłeś uwagę jednemu z młodzieżowców, a on odburknął coś w twoim kierunku. Czy wyobrażasz sobie tak sytuację, gdy ty jako nastolatek wchodziłeś do szatni?

Dzisiejsza młodzież różni się od tej z moich czasów. Gdy wchodziłem do szatni Legii to wolałem swój charakter pokazać na boisku, a nie w gadce. Miałem swoją robotę do wykonania i z tego byłem rozliczany. Obecnie wielu młodych zawodników serdeczną podpowiedź odbiera jako atak. Trudno jest przetłumaczyć pewne rzeczy, a później na poprawę umiejętności czy boiskowych zachowań może być już za późno.

 

źródło i foto: własne

DODAJ KOMENTARZ

7 odpowiedzi

    1. Cześć chopcy to że pojechałem na swieta to fakt tylko nie tarantula asamochodem a jeśli chodzi o dyzurnego to jest nim mkp Pogoń

        1. Ten kto wstawił mi minusy toniczego nie zrozumial bo uderz w stół a nozyce się odezwa tojest powiedzenie

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;