poniedziałek, 29 kwietnia 2024r.

Coś więcej niż pucharowa przygoda #3: Do dwóch razy sztuka

Po wyeliminowaniu mazowieckich przeszkód na drodze Pogoni Siedlce znalazła się utytułowana Polonia Bytom.

Choć do ostatniego mistrzostwa Polski Polonii minęło kilkanaście lat to nadal była marka na krajowym podwórku. Nie trzeba chyba dodawać, że w rywalizacji ze skromną Pogonią faworyt był tylko jeden.

– Mecz ten wywołał olbrzymie zainteresowanie. Stadion przy ul. Wojskowej w Siedlcach zapełnił się kibicami jak nigdy. Na trybunach zasiadło około 2,5 tysiąca widzów, choć są tacy, którzy uważają, że to spotkanie oglądało przeszło 3 tysiące osób. (…) kwadrans po godzinie piętnastej sędzia główny Mieczysław Piotrowski z Warszawy dał sygnał gwizdkiem do rozpoczęcia gry. Równocześnie na trybunach wybuchła petarda, która jakby zapoczątkowała gorący i „wesoły” doping dla siedleckich piłkarzy. Zaczęły powiewać flagi. Na trybunach zrobiło się niczym na mundialowych arenach – relacjonował Janusz Grudzień na łamach „Tygodnika Siedleckiego”.

Pogoniści grali ambitnie i zaciekle. W 35 minucie odważna postawa siedlczan została nagrodzona. Po rzucie wolnym bitym przez Janusza Puchalskiego futbolówka obiła słupek i spadła pod nogi Tadeusza Osińskiego, który wiedział co z nią zrobić. Do przerwy było radośnie i optymistycznie. Po zmianie stron Polonia przejęła inicjatywę. Efektem wysiłków bytomian był gol Krzysztofa Walczaka z główki.

Remis utrzymał się do końcowego gwizdka. Im dłużej trwało spotkanie tym robiło się ciemniej. Dogrywkę udało się rozpocząć, jednak po 10 minutach sędzia Piotrowski uznał, że w takich warunkach grać się nie da. Z powodu ciemności warszawski arbiter przerwał spotkanie. Nad Siedlcami było ciemno, ale przepisy stanowiły jasno: mecz musi być powtórzony.

Powtórzony mecz miał równie zacięty przebieg. – Prowadzenie objęli gospodarze po samobójczym strzale kapitana bytomian, Janusza Małka. Po dośrodkowaniu piłki z rzutu rożnego obrońca tak niefortunnie ją wybijał, że pod poprzeczką wpadła do własnej bramki. Goście zdobyli wyrównującego gola ze strzału głową Wojciecha Choroby. Druga połowa, a także dogrywki nie przyniosły rozstrzygnięcia. A więc karne! – pisał na łamach „Przeglądu Sportowego” Tomasz Jagodziński.

Atmosferę rzutów karnych najlepiej oddadzą naoczni świadkowie historycznych wydarzeń.

Redaktor Janusz Grudzień: – Kiedy sędzia główny Mieczysław Piotrowski z Warszawy wskazał na bramkę od strony ul. Świerczewskiego, że tam w końcu musi zostać wyłoniony zwycięzca, przeszło tysiąc widzów hurmem ruszyło z trybun, aby być jak najbliżej decydujących wydarzeń. Zrobił się zamęt, który trudno było opanować. Ci na trybunach, także stanęli na ławki, aby móc cokolwiek widzieć. I po chwili, przy olbrzymim tumulcie widzów, rozpoczęły się niesamowite emocje. Istny horror.

Tadeusz Marczak: – Mecz z Polonią to jest spotkanie, które najczęściej wspominam. Szczególnie powtórzony mecz i mój decydujący rzut karny. To zostaje w pamięci do końca życia. Jeżeli chodzi o pierwszą piątkę to od razu zaznaczyłem, że nie chcę wykonywać karnego. Kiedy był remis po pięciu trzeba było strzelać na przemian. Wypadło na mnie, że muszę podejść do jedenastki, bo nie było już za bardzo komu. Nie pozostało mi nic innego jak zamknąć oczy i uderzyć. W mojej karierze miałem parę niestrzelonych karnych, dlatego nie chciałem podchodzić. Ten był jednak najważniejszy. Gdyby nie Jasiu Półtorak to kibice by mnie zgnietli, zadusiliby mnie.

Lech Poduch: – W tym spotkaniu zagraliśmy trochę inaczej. Założeniem naszym było, aby nie przegrać pierwszej połowy. Piłkarze mieli atakować, ale z rozwagą. I to się udało. Gdy to zrealizowaliśmy, choć mogliśmy prowadzić i 2:0, byłem jakoś wewnętrznie przekonany, że sprawimy niespodziankę. Wszyscy moi piłkarze zasługują na pochwały. Żadnego z nich nie chcę wyróżniać, bowiem każdy z nich wykonał swoje zadanie i dołożył małą cegiełkę do końcowego sukcesu – chyba największego w historii naszego klubu.

Pogoniści wygrali 5:4 po emocjonującej serii rzutów karnych i zameldowali się w 1/8 finału. Los przydzielił siedlczanom Motor Lublin, który był pewny swego, ale jak czas pokazał nadmierne przekonanie o wyższości doprowadziła do zguby.

 

źródło: własne / Tygodnik Siedlecki / Przegląd Sportowy; foto: Tygodnik Siedlecki

DODAJ KOMENTARZ

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;