piątek, 26 kwietnia 2024r.

Marcin Sasal: W Mazovii mamy realność, a nie Real Madryt

Wywiad z trenerem Mazovii Mińsk Mazowiecki, Marcinem Sasalem.

Zanim porozmawiamy o rundzie jesiennej chciałbym pana zapytać o finałowy mecz okręgowego Pucharu Polski. Czy przegrana w Hucie Mińskiej odbiła się na drużynie?

Jak się okazało to nie, ale po kolei. Po pierwsze mieliśmy w kalendarzu ustalony termin o dwa tygodnie późniejszy niż został rozegrany finał, ponieważ taki był pierwotnie ustalony. Rozmawiałem z prezesem Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej Sławomirem Pietrzykiem o jeszcze późniejszym jego rozegraniu, ale trudno było coś ustalić przed półfinałem, którego jeszcze nie wygraliśmy. Po wygraniu z Pogonią II Siedlce uzyskaliśmy informację, że termin został wyznaczony przez prezesa Okręgowego Związku Piłki Nożnej, a dowiedzieliśmy się o nim kilka dni wcześniej. Już przy okazji Turnieju Syrenki rozmawiałem z wiceprezesem związku do spraw organizacyjnych, Kamilem Witkowskim, który nie miał nic przeciwko innemu terminowi, lecz prosił ustalić go z prezesem OZPN. Tak jak wspomniałem, trudno coś ustalać jeśli nie wygrało się jeszcze eliminacji do niego. Zresztą skończmy ten wątek pytaniem, zapewne retorycznym: czy kluby są dla OZPN-u, czy OZPN dla klubów.

Decyzję o kluczowych sprawach dla klubów zrzeszonych w OZPN, a takim był nasz monit w tej sprawie zgodnie ze statutem powinien podejmować zarząd OZPN, no, ale skoro się nie spotyka, to panuje autokracja.

Skoro musieliśmy zagrać w niekorzystnym dla nas terminie to założyliśmy sobie, że zagrają zawodnicy, którzy mniej grali, lub tak jak Wojtek Trochim pauzowali za kartki w następnym meczu ligowym. Zrobiłem wszystkie zmiany około 60 minuty, żebyśmy w ważnym dla nas meczu z Piasecznem byli w komplecie, dobrze wyglądali fizycznie. To nie było lekceważenie przeciwnika, ale jak w wielu klubach szansa dla zawodników z osiemnastki. Skoro graliśmy z zespołem z niższej ligi, nawet w finale pucharu, zawodnicy z naszej kadry powinni stanąć na wysokości zadania, a tak się nie stało. To był dziwny mecz. Ale trzeba oddać, że w kluczowych sytuacjach Tygrys był lepszy, dlatego wygrał.

Po przegranej powstało pewne rozczarowanie wokół drużyny. Można powiedzieć, że szczury powyłaziły z nor. Pojawiły się wpisy w internecie, pytające: jakim cudem mogliśmy przegrać z Tygrysem. Mogliśmy, bo to jest sport. Nie rozumiem tych lokalnych wojenek. Z Tygrysa nie znam praktycznie nikogo, oprócz ich trenera Sergiusza Wiechowskiego. Do dziś ma jakieś pretensje o poprzedni sezon, jak Tygrys spadł do V ligi. W meczach z Mazovią było 0:3 i 1:1. Porażka w ostatniej kolejce z Orłem Baniocha 0:4 przesądziła spadek. Wcześniej zaprosiłem go do współpracy jako asystenta. Razem awansowaliśmy z Dolcanem do I ligi, pracowaliśmy w Pogoni Szczecin. W Koronie Kielce zarząd klubu nie zaakceptował mojego pomysłu na współpracę z nim. Może też przeze mnie?

Zresztą wtedy rozczarowali mnie najbardziej ludzie związani z klubem. Zespół dobrze zareagował. To zasługa „mocnej szatni i zrozumienia celu”. W meczu z Piasecznem wraz z Wojtkiem Trochimem pauzowaliśmy za kartki, ale inni dali radę za nas. 7:0 z MKS Piaseczno wzbudziło szacunek. Staliśmy dumni z naszej drużyny na pustej trybunie po decyzji zamknięcia stadionu dla naszych kibiców. Tak było również w meczu z CK Troszyn. Odwoływaliśmy się od wniosku policji, ale decyzja komisji dyscyplinarnej była negatywna. Może tak jak pomagali nam w meczach z Ząbkovia i Wisłą wynik z Troszynem byłby inny. Nikt tego nie wie, ale dziękuje w imieniu zespołu tym, którzy są z nami szczególnie na wyjazdach. Liczę, że wiosną będzie ich jeszcze więcej.

Dlaczego dorobek punktowy Mazovii w meczach z czołowymi drużynami był tak skromny?

Może jeszcze do naszego przyjętego sposobu gry nie mamy odpowiedniej jakości, wypracowanych automatyzmów i ilości zawodników? Jeśli zagralibyśmy jak nasza reprezentacja w meczu z Meksykiem to pewnie mogłoby być inaczej. Ja przez wiele lat pracy z zawodnikami na poziomie profesjonalnym słyszałem przed meczem ich motywację na zero z tyłu, najważniejszy pierwszy mecz itd. „ Najważniejsze nie przegrać, a może się coś wygra”. Dlatego rozumiem może inaczej ten mecz z Meksykiem. Nie chcemy tak grać z Mazovią i nie gramy. Chcemy grać ofensywnie, gramy wysoko, często na pograniczu ryzyka. Nigdy nie powiedziałem, że Mazovia jest kompletną drużyną, nadal jesteśmy w fazie budowy. Latem pięciu zawodników doszło do podstawowej jedenastki.

W większości spotkań z czołówką nie graliśmy w optymalnym ustawieniu. Nie będę się bronił, dlaczego przegraliśmy, bo przegraliśmy i koniec. Chcemy zimą wyciągnąć wnioski. Chcemy zrobić transfery, które sprawią, że nie złamiemy konstrukcji zespołu, ale zbudujemy skład na tyle mocny, że będziemy sobie radzić ze wszystkimi. Wygrane z zespołami z miejsc od 6 w dół nie świadczą, że to były łatwe mecze. Wystarczy wspomnieć spotkania: w Przasnyszu, gdzie gra się nie kleiła, a mieliśmy 1,5 sytuacji, a wygraliśmy i w Przysusze, gdzie młodzieżowiec uratował nam skórę, choć do przerwy powinniśmy prowadzić 4:0. Mecze z czołówką mogą być liczone za sześć punktów – oni powiększają dorobek, a my nie – ale 40 punktów przed startem rozgrywek wziąłbym w ciemno, biorąc pod uwagę złożoność rozgrywek, błędy w sędziowaniu i tak dalej. Wszystko co zrobiliśmy pokazało nam, że jesteśmy ograniczeni na niektórych pozycjach. Proporcje zespołu są mocno zachwiane. Tomek Nieścieruk nigdy wcześniej nie grał na pozycji lewego obrońcy, Bartek Malesa z konieczności musiał zagrać w Baniosze i Płocku na środku defensywy. Uważałem, że to najlepsze rozwiązania, ale przesunięcia sprawiały, że traciliśmy coś w drugiej linii. Wojtek Wocial rzucany jest po wszystkich pozycjach w ofensywie. W jednym tygodniu nawet trenowaliśmy wariant z nim na pozycji prawego obrońcy. Nie odważyłem się jednak na wdrożenie takiego eksperymentu w lidze.

Czy przekonał się pan, że mecze z Mazovią stanowią dla rywali najważniejszy moment rundy? Jeżeli ktoś miał kontuzję to robił wszystko, żeby stanąć na nogi na mecz z mińszczanami, jeżeli ktoś miał kartki to czyścił się z nich tydzień wcześniej…

To jest kolejna przeszkoda. Jakimś dziwnym trafem mamy mecze po Escoli. Praktycznie każdy już przed spotkanie z tą drużyną dopisuje sobie punkty. Ponadto bez straty dla drużyny można się wyczyścić z kartek przed meczem z Mazovią. Ktoś podjął taką decyzję, ale ja nie doszukuję się teorii spiskowych. Terminarz jest jaki jest.

Ze względu na to, że w Mazovii jest kilka nazwisk piłkarzy, którzy widzieli nieco inną piłkę to może działać na innych. Gdy w przeszłości do moich drużyn przyjeżdżał w Pucharze Polski zespół z wyższej ligi z jakimś znanym trenerem to podchodziłem pragmatycznie do sprawy. Zależało mi na znalezieniu rozwiązań, które pomogą wygrać, ale nie był to dla mnie mecz o śmierć i życie. Widzę, że w IV lidze jest sporo napięcia. Skomentowałem to na jakiejś konferencji, że czasy się zmieniły. Trener przeciwników nie wita się przed meczem, ale jest nastroszony, napięty. Szykuje się jak do wojny. Mówimy o zawiści i zazdrości jako narodowych cechach. Dzisiaj są one dominujące. Mazovia gra od 10 lat w IV lidze, więc każdy miał prawo składać CV. Ja ten zespół w trudach buduję. Nie wiem, czy to jest powód do zazdrości. Moje życie nie jest usłane różami i wiele rzeczy trzeba krok po kroku wypracować. Prezes Andrzej Kuć jest człowiekiem rozsądnym i na pewno nie działa pochopnie. Początki naszych kontaktów nie były łatwe, bo spotkały się dwie silne osobowości. Przekonanie go do wielu spraw musiało trwać i ja to rozumiem. To w końcu on podejmuje decyzję, ja tylko odpowiadam za wszystko co dzieje się wokół drużyny. Mamy świadomość, że będziemy grać przeciwko wielu czynnikom. Niech rywale się sprężają.

Mazovia musi się także mierzyć z problemem znalezienia młodzieżowców na odpowiednim poziomie, którzy – co naturalne – traktują klub z IV ligi jako opcję mocno rezerwową.

Mieliśmy nosa z Mateuszem Bieniasem, który u nas się rozwinął, a wcześniej odcinał kupony w Błoniance. Miał trudny początek, ale później wjechał na właściwe tory. To samo będzie z Pawłem Michalskim, który musi parę rzeczy zrozumieć. Jest jeszcze Mateusz Pędowski, na którego zacząłem stawiać od razu po przyjściu do Mazovii. Jest jeszcze wielu zdolnych, ale muszą zrozumieć co jest dla nich najważniejsze. Swoje podejście muszą zmienić jeśli chcą osiągnąć prawdziwy sukces, czy tylko dostać stypendium i zobaczyć miasto nocą lub być tu na chwilę.

Szukamy, zapraszamy młodzieżowców, którzy grają na poziomie IV ligi. Był u nas chłopak, który gra w pierwszym składzie jednego z przeciwników, ale u nas byłby rezerwowym. Jeżeli chodzi o wymagania jakie my stawiamy to jakość w treningu i meczu musi być zdecydowanie większa niż u ligowych rywali. Wybieramy z piątej albo szóstej kategorii zawodników. Dla młodzieżowców najważniejsze są Ekstraklasa, później I liga, CLJ, akademie znanych klubów i tak dalej. Generalnie przeglądamy wszystkich zawodników wychowanych w Mińsku Mazowieckim, regularnie jestem na meczach rezerw, ale potrzeba jeszcze dużo czasu, żeby osiągnęli odpowiedni poziom. To wynika z rozgardiaszu szkoleniowego w klubie, który trwa od lat. Niektóre drużyny w klubie od strony szkoleniowej są same dla siebie. Podpisane rok temu porozumienie pod szyldem jednej Mazovii niewiele zmieniło. Własne interesiki przesłaniają rozsądek. Może niedługo się to zmieni, może.

Na dziś Mazovia potrzebuję gotowych ludzi do grania, bo nie mamy czasu. Nie będziemy zimą testować zawodników, nie planujemy spędów. Taką drogę obraliśmy z trenerem rezerw Wojciechem Cieślickim. Do tej pory robiliśmy tak, że jak ktoś nie załapał się do jedynki to trafiał do dwójki, teraz będzie odwrotnie, schody są w drugą stronę. Do pierwszej drużyny będziemy dobierać gotowych zawodników, natomiast jeżeli ktoś będzie wyróżniał się w rezerwach to otrzyma swoją szansę. Dlatego robiliśmy wszystko, żeby klub awansował do V ligi. Na dziś jesteśmy jedynym klubem na Mazowszu, który ma zespół w IV i V lidze. Taki był plan w poprzednim sezonie. To szansa dla zawodników z Mińska i okolic żeby przejść do seniorów nieco łatwiej.

Mazovię określono IV-ligowym Realem Madryt, jednak najlepszy klub Europy nie ma tak wąskiej kadry z jakiej jesienią przyszło panu korzystać. 20 zawodników reprezentowało barwy mińszczan, a w zasadzie 15, bo występy pozostałych były epizodyczne.

600 minut rozegrał nasz trzeci młodzieżowiec. 12 zawodników grało 900 minut lub więcej. Michał Bondara strzelił 18 goli, ale nie grał z różnych powodów od deski do deski. Dziesięć minut rekonwalescenta Dawida Jabłońskiego było kurtuazyjne, Hubert Kąca zagrał 38 minut to jest dziewiętnasty zawodnik, 78 minut – Oliwier Jurczak, 115 minut – Cezary Mitas, 203 minuty – Rafał Słowik. Ich wejścia w końcówkach były ważne, ale tak naprawdę rozegraliśmy jesień 14 piłkarzami. To nie przekreśla ich szans, a powinno zmotywować żeby wygrać rywalizację na pozycjach w pierwszej 11 wiosną. Jedyne porównanie nas do Realu może polegać na tym, że też gramy w białych strojach. Musimy, wbrew pozorom, oglądać każdą złotówkę. Nie chcieliśmy, i nadal nie chcemy, brać byle kogo do Mazovii. Będąc w Mińsku Mazowieckim musiałem przystosować się do innych realiów. Gdy w przeszłości dogadywałem się z zawodnikiem to była świętość. A w Mazovii zdarzało się, że ktoś powiedział „tak, będę, jesteśmy dogadani”, a potem wrócili po urlopach i ich nie było. Nasz projekt mógł się przewrócić przez kontuzje, ale ich po prostu uniknęliśmy.

Jak pan sobie radził na treningach? Szkoleniowcy zawsze oczekują, że będą mieć do dyspozycji dwie względnie równe jedenastki, aby rozegrać choćby grę wewnętrzną.

Staram się żeby zawsze mieć 20 zawodników z pola. Czasami wchodzi w trening Alan Grabek, który już jest trenerem, ale jeszcze serce chce grać. Dla organizacji treningu to dobrze. Był taki tydzień, że byłem zły, ponieważ z powodu drobnych urazów nie dało się nic zrobić. Mieliśmy 14 zawodników, zrezygnowaliśmy z dużej gry. Posiłkujemy się młodymi zawodnikami z Mińska Mazowieckiego, m.in. Janem Proczkiem z rocznika 2005. Zapraszaliśmy piłkarzy z dwójki, ale niektórym nie pasuje, bo jest ciężko, trzeba się podporządkować. Zdarzyło się, że młodzieżowiec przyszedł na 18:01, choć zbiórka była o 17:30, usłyszał kilka cierpkich słów o swoim podejściu od starszych zawodników i więcej się nie pokazał. Po coś mamy zasady w szatni i reżim. Trzeba w klubie dotknąć dna i coś zmienić w podejściu młodych piłkarzy do obowiązków, żeby takich sytuacji nie było za kilka lat.

Jakość treningu nie była zła. Ci którzy dołączali nadrabiali ambicją, jak na przykład Marcin Kowalczyk, który miał przerwę w treningach. Łataliśmy jak mogliśmy. Nie były to komfortowe warunki od strony personalnej, ale nie ma co narzekać. W miarę udało nam się zrealizować plan obrany latem.

Na koniec transfery. Czy jak Mazovia poda do publicznej wiadomości wszystkie nazwiska to jeszcze bardziej zogniskuje uwagę na sobie?

Będziemy mocniejsi, a przede wszystkim będziemy mieli większe możliwości taktyczne. Niech rywale się spinają, niech trenują, to wtedy i poziom całej ligi wzrośnie. Oby było jak najwięcej takich meczów jak nasz z Wisłą II Płock. W składzie drugiej drużyny ekstraklasowicza zagrało pięciu piłkarzy z kadry jedynki, a my nie odstawaliśmy poziomem. Wisła II miała dobre momenty, były też fragmenty, w których przeważaliśmy. Przyszła 60-70 minuta, ale nie zachowaliśmy po nich odpowiedniego poziomu jakości. Gdyby było inaczej to wygralibyśmy. Ten remis przekonał nas do dalszego działania. Musimy wiele poprawić , ale mamy trochę czasu. Właściwie zawodnicy już trenują od 19 grudnia. Chcemy też wzmocnić zespół zawodnikami, którzy poradzą sobie w III lidze. To nie jest sztuka wygrać klasę rozgrywkową i nie myśleć o tym, co będzie po awansie.

Niektórych zawodników grających w innych drużynach IV-ligowych chcieliśmy przed rozpoczęciem rozgrywek, a oni nie chcieli. W ich przypadku nie będę kłaniał się dwa razy. Teraz w okienku zimowym chciałem pozyskać zawodników z klubów naszej ligi , które już nie mają szans na awans. Nie chcą współpracować? To nie. Damy sobie radę w inny sposób.

Nie mamy w Mazovii nieograniczonego budżetu, jak niektórzy myślą, nie wyjeżdżamy też na zgrupowanie. To jest bardziej realność niż Real Madryt. Ale porównanie bardzo mi się podoba Ile będzie transferów? Trzy to liczę, że już są. Myślę, że łącznie będzie ich pięć.

 

źródło: własne; foto: Vincec Foto Sport (główne) / własne (2)

DODAJ KOMENTARZ

4 odpowiedzi

  1. Bo kto miał stycznosc to wie ze to toksyczny czlowiek i prawie wszedzie skad odchodzil to byly kwasy.Predzej czy pozniej w Mazovii bedzie to samo.

    1. Nie wydake mi się przecież jak on trenował naszą drużynę to nie było aż takzle

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;