piątek, 26 kwietnia 2024r.

Lekko, chłodno i przyjemnie. Nasze 5 km Siedleckiego Jacka

Na trasie 9 Biegu Siedleckiego Jacka redakcja SportSiedlce.pl miała swojego reprezentanta. Nasz dziennikarz Kamil Ułasiuk wziął udział w biegu na 5 km. Zapraszamy na relację z perspektywy uczestnika tego wielkiego, regionalnego biegowego święta.

Jeżeli ktoś sumiennie przygotował się do 9 Biegu Siedleckiego Jacka, to miał bardzo dużą szansę zrobić przyzwoitą życiówkę. Ja zniechęcony nieco upalnymi popołudniami i parnymi wieczorami – zupełnie nie przygotowałem formy pod ten bieg. Celem było pobiec w rozsądnych jak na mnie granicach przyzwoitości – poniżej 25 minut. Nie wiedziałem na co mnie stać tego dnia, nie nastawiałem się na spektakularny wynik. Adrenalinka startowa i przypływ endorfiny na mecie był dla mnie wystarczającym argumentem, by wziąć udział w tym wydarzeniu.

Do biegu, gotowi…

Przed rozpoczęciem zawodów nie było czuć, że jest aż ponad 500 biegaczy na starcie. Czysta trasa, i wszyscy ruszą razem – czyli będzie można się w pełni skupić na rywalizacji. Pamiętam, że w 2015 roku kobiety wystartowały 10 minut wcześniej i niektóre z nich trzeba było później dublować, eksploatując swoje cenne siły. Zrobiło się pochmurno, zaczęła kropić lekka mżawka. Obawiałem się, że za chwilę popada mocniej, tak jak miało to miejsce pięć lat wcześniej. Na szczęście tak się nie stało.

…start!

Jak na średnią temperaturę panującą tego lata, podczas biegu było wyjątkowo chłodno. Na dobre poczułem ciepło dopiero około 2 kilometra. Początkowo było mi nawet wręcz zimno i z niecierpliwością czekałem aż trasa schowa się za budynki, które zablokują powiewy wiatru. Zupełnie nie interesowałem się tym, czy mam gonić uciekającego znajomego i wyprzedającą mnie koleżankę. Starałem się skupić na równym, głębokim, rytmicznym oddechu. Jak najdłużej to będzie możliwe.

Był to już mój trzeci Bieg Siedleckiego Jacka, więc trasa nie była dla mnie niespodzianką. Po drodze znane ulice i obserwujący kibice. Kiedyś oglądając transmisje kolarskie, maratony, bądź chodziarstwo – zastanawiałem , po co ci ludzie przeszkadzają sportowcom, pokrzykując i bijąc brawo? Jako czynnie biorący udział w rywalizacji muszę przyznać, że ludzie dopingujący w środku trasy gdzieś z chodników i balkonów, naprawdę pomagają i podnoszą na duchu.

W okolicach półmetka

Mądrze zrobiono, że zmniejszono w tym roku liczbę stoisk z piciem. Trochę mnie te miejsca wybijają z rytmu, bo z jednej strony chciałbym się napić, a z drugiej wiem że łatwiej w pełnym biegu jest się zachłysnąć niż zaspokoić pragnienie. W tym roku było stosunkowo chłodno, więc nie sięgnąłem po ani jeden kubeczek z wodą.

W poprzednich latach różnie bywało z oznaczeniem kilometrów na trasie. Tym razem organizatorzy stanęli na wysokości zadania i poszczególne etapy biegu zostały zaznaczone czerwoną farbą dla 5 km i jasnożółtą dla 21 km. Starałem się pilnować międzyczasów, by biec w okolicach tempa 4:45. Niestety trochę się zakłopotałem pod koniec, ponieważ przeoczyłem oznaczenie czwartego kilometra. Nie wiedziałem jaki mam czas na kilometr przed metą. Kiedy minąłem szpital przestałem się nad tym zastanawiać i powiedziałem sobie najmądrzejszą rzecz na jaką mogłem wpaść w tym momencie – że już jest blisko.

Na ostatniej prostej!

W Biegu Jacka najbardziej uwielbiam moment, w którym wbiegam z ul. Poniatowskiego na arterię ul. Jana Pawła II. Czuję, że meta już na wyciągnięcie ręki i zawsze robię się jakieś 10 kg lżejszy. Pozbawiony nierówności asfalt sugeruje w tym momencie zacząć wchodzić na wyższy bieg. Słychać odgłosy pod stadionem, widać coraz więcej ludzi.

Jeżeli zaledwie lubię odcinek na ul. Jana Pawła II, to moment wbiegnięcia na prostą przy stadionie po prostu kocham. Ludzie stojący przy barierkach, ich pokrzykiwanie i doping sprawia, że człowiek zaczyna lecieć (przynajmniej tak jest w moim wypadku). Przyspieszanie na tej prostej, to dla mnie najprzyjemniejsza i najłatwiejsza czynność w życiu. Zawsze kiedy jestem na wysokości Parku Wodnego mówię sobie, że im szybciej teraz pobiegnę, tym szybciej będzie koniec. Jest to wystarczający argument dla mojego ciała. Przed metą niby widzę ludzi znajdujących się po bokach, ale  uciekają za plecy tak szybko, że nie ma kiedy się delektować ich widokiem. Celem jest tylko meta. Rumor się wzmaga, jeszcze wycisnąć z siebie ile się da i…

Koniec

Po przekroczeniu końcowej linii przykucnąłem, by złapać oddech i zrobić miejsce innym biegaczom wpadającym na metę. Znalazłem dziewczyny rozdające medale i odebrałem swoją pamiątkę. Jeszcze na koniec małe rozciąganie i do depozytu. Po paru chwilach gdy zeszła ze mnie adrenalina, podesłałem bliskim selfie z medalem i metą w tle. Przyszła pora na spaghetti, do którego kolejka była równie długa, co szybka. Skracała się w tempie godnym tworzących ją biegaczy. Na posiłek nie trzeba było czekać długo.

I jak poszło?

Przyszedł sms z nieoficjalnymi wynikami: czas 00:23:18 i zajęte 166 miejsce. W klasyfikacji opublikowanej kilka godzin później w pliku pdf okazało się, że zająłem jednak 171 miejsce na 588 osób które ukończyły bieg na 5 km. W zeszłym roku ten czas dałby mi lokatę wyższą o prawie 20 miejsc. Poziom tegorocznej rywalizacji był wyższy niż w poprzedniej edycji.

Nie mogę czuć rozczarowania po tegorocznym biegu Siedleckiego Jacka. Przez cały bieg czułem się komfortowo, lekko, czerpałem radość z udziału w wydarzeniu. Pobiegłem o ponad minutę lepiej niż w zeszłym roku (miałem 24:27), a do pobicia swojego rekordu na tym dystansie zabrakło mi 28 sekund. Żałuję że nie pobiegłem odrobinkę mocniej w środku trasy, bo jeszcze odrobinkę rezerwy było. Możliwość pobicia życiówki była tego dnia dobra jak nigdy. Może za rok – pod warunkiem optymalnej formy i dobrze przepracowanego czasu na przygotowania. Ciekawe czy w na trasę X Biegu Siedleckiego Jacka znów wróci słońce?

Dzień, który miał coś w sobie

Można się śmiać, że 5 km można przejść w pół godziny pieszo, a medal za udział jest wart niewiele. Kiedy jednak pomyślę o moich (co najmniej dziesięciu) znajomych, którzy widząc zdjęcie po kolejnym biegu zarzekają się na cały świat, że za rok też się zgłoszą – czuję nieukrywaną satysfakcję. Korzystając z okazji, chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy nie słowami, a wynikiem w klasyfikacji potwierdzili wczoraj swoją formę i sportowego ducha. Tego dnia biegało się lekko nie tylko nam. Wieczorem Pogoń pokonała Gryfa Wejherowo aż 7:2. Ta niedziela miała w sobie coś wyjątkowego.

 

WYNIKI

 

źródło: własne; foto: Kamil Sulej

DODAJ KOMENTARZ

ZOBACZ TAKŻE

KONTRAHENCI

PATRONAT MEDIALNY

PATRONAT MEDIALNY

;